Album „Vigil In A Wilderness Of Mirrors” nie okazał się takim sukcesem, na jaki liczyła wytwórnia EMI, przez co trasa promująca album została zakończona zdecydowanie wcześniej niż chciał Fish. To oraz, według niego mocno niesprawiedliwe, utrzymywanie jego statusu jako byłego członka Marillion zamiast osobnego muzycznego podmiotu zaowocowały trudnym, szczególnie dla Artysty, rozwodem z wydawcą. Jednak problemy nie powstrzymały go od pracy nad albumem solowym numer dwa, które tym razem odbywały się w nowopowstałym studiu Funny Farm Recordings Studios w Haddington, będącym jego własnością. Pozwoliło to tworzyć bez presji czasu, z jaką wiązało się wynajmowanie miejsca do pisania i rejestracji muzyki. Po raz kolejny głównym partnerem podczas tworzenia materiału został klawiszowiec Mickey Simmonds, ale duży wkład w kompozycje mieli także gitarzyści – Robin Boult i Frank Usher. Mimo komfortu, jaki dawało posiadanie własnego miejsca do pracy twórczej (choć wówczas jeszcze cały czas będącego także miejscem prac budowlanych), przebiegała ona w warunkach dalekich od ideału. Równolegle toczyła się walka z koncernem EMI, a jak do tego dołożymy fakt, że jego ówczesna żona, Tamara, była w ciąży, to wyrysuje nam się obraz naznaczony chaosem, w którym niewielu ludzi byłoby w stanie normalnie funkcjonować, a co dopiero tworzyć muzykę.
W studiu muzykom wymienionym wcześniej towarzyszyli David Paton na basie oraz perkusiści Ted McKenna i Ethan Johns. Jak widać, w odróżnieniu do „Vigil In A Wilderness Of Mirrors” tym razem „lista płac” była zdecydowanie krótsza. Biorąc pod uwagę kłopoty finansowe, w jakich znalazł się Fish rozstając się z EMI (płyta ukazała się pod skrzydłami Polydoru), było to oczywiste posunięcie. Jednak w kilku utworach znalazło się jeszcze miejsce dla wokalistki Maryen Cairns, grającego na piszczałkach Marca Duffa, akordeonisty Donalda Shawa, a w utworze tytułowym na fujarce zagrał Charlie McKerron. W chórkach zaśpiewali David Paton, Robin Boult oraz… Chris Kimsey (pod pseudonimem Mr Crimson).
Właśnie ten ostatni, odpowiedzialny wcześniej za brzmienie płyt „Misplaced Childhood” i „Clutching At Straws” Marillion, zajął miejsce za konsoletą. Jednak klimat, jaki wraz z muzykami wykreował, bliższy jest innemu dokonaniu tej formacji, krążkowi „Fugazi” z 1984 roku, co szczególnie dobrze słyszalne jest w otwierającym całość nagraniu „Shadowplay” czy, przede wszystkim, w „Tongues”.
Na tylnej okładce wydawnictwa możemy przeczytać jego podtytuł – „A Collection Of A Boy’s Own Stories”. Oddajmy głos Fishowi: „Od czasu albumu „Vigil” wydarzyło się wiele, w tym spór sądowy w sprawie kwestii umowy z EMI, który doprowadził do przeniesienia do Polydor Records na początku 1991 r. Pisanie piosenek było nękane przez ingerencje z zewnątrz i problemy finansowe, a stresujące środowisko zaowocowało albumem, któremu pod pewnymi względami brakowało kierunku. Utwory były mocne, ale niespójne jako album, a tytuł „A Collection of a Boy’s Own Stories – Internal Exile” podsumował to.”
I cóż nam ta „kolekcja” oferuje? Ano zbiór całkiem niezłych utworów. Pierwszym z nich jest mroczny, tajemniczy, z celtyckimi klimatami i zmianami tempa „Shadowplay” opowiadający o problemach w związku. Po nim dostajemy dynamiczne, singlowe nagranie „Credo” będące reakcją Dereka na wojnę w Iraku, którą śledził tuląc swoją maleńką córkę (Tara urodziła się 1 stycznia 1991 roku). „Just Good Friends (Close)” ponownie opowiada o relacjach damsko – męskich przybierając formę ciekawej ballady z intrygującym solem Franka Ushera. Umieszczona na kolejnej ścieżce kompozycja wspomnianego gitarzysty „Favourite Stranger” z jednej strony ma interesujące fragmenty, a z drugiej jest nieco rozwleczona. Niedoszły singiel (Polydor nie był zainteresowany jego publikacją) „Lucky” to kolejna skoczna piosenka, świetnie sprawdzająca się na koncertach. Ballada „Dear Friend” opowiada o zmianie priorytetów w życiu po założeniu rodziny. I wreszcie najbardziej nawiązujący klimatem to płyty „Fugazi” song „Tongues”, który jest gorzkim wylanie żalu w kierunku jednego z dyrektorów EMI – Ruperta Perry’ego. Zasadniczą część albumu kończy nagranie tytułowe, będące najjaskrawszym wyznaniem przywiązania do szkockiej tożsamości. W „Internal Exile” słyszymy najwięcej ścieżek instrumentów, w tym tradycyjnych szkockich dud i piszczałek, a jeśli chodzi o atmosferę, to utwór może kojarzyć się z debiutanckim singlem Marillion – „Market Square Heroes”. Nic dziwnego, że na koncertach niejednokrotnie te dwie pieśni były ze sobą połączone. Dodam, że tekst powstał już w czasach rejestracji nagrań demo na płytę Marillion nr 5. Na bonusowym dysku „Clutching At Straws” możemy usłyszeć kompozycję „Exile Of The Princess Street” będącej zalążkiem „Internal Exile”. Na deser otrzymujemy, utrzymaną w dyskotekowym klimacie, interpretację hitu z 1969 roku grupy Thunderclap Newman, która, o dziwo, ukazała się na trzecim (po „Internal Exile” i „Credo”) singlu z płyty. Mimo atrakcyjnego, jak mogłoby się wydawać, brzmienia niestety przepadła na listach.
To było telegraficzne streszczenie oryginalnego wydania z 1991 roku, szersze znajdziemy w tekście Przemysława Stochmala. Cóż zatem przynosi nowa wersja? W odróżnieniu od odświeżonego miksu „Vigil In A Wilderness Of Mirrors” tym razem zmiany w kształcie kompozycji dokonane przez Caluma Malcolma są mniej zauważalne, ale podobnie jak w przypadku debiutu owa wersja brzmi lepiej, zarówno w wersji stereofonicznej, jak i na przygotowanym przez Avril Mackintosh i Andy’ego Bradfielda miksie przestrzennym. Podobnie jak przy „Vigil…” Fish wraz z Malcolmem pokombinowali z kolejnością utworów. Tym razem jednak bardziej drastycznie. I tak choćby po „Shadowplay” zamiast „Credo” wybrzmiewa „Lucky”, co akurat specjalnie nie razi. Po „Favourite Stranger” otrzymujemy „Tongues”, ale największym zgrzytem jest pojawienie się zaraz po nim „Something In The Air”, co całkowicie burzy klimat. Inna sprawa, że kompozycja Keena brzmi tu zdecydowanie lepiej, bardziej rockowo. Ponadto na trackliście znalazły się bonusowe utwory, wcześniej znane ze stron B singli „Internal Exile” oraz „Credo”. Po „Something In The Air” wybrzmiewa „Poet’s Moon”, który zachwyca wspaniałym solem Simmondsa na Hammondach. Na finał z kolei pojawia się bluesowe nagranie „Carnival Man” pachnące dokonaniami Santany, ze świetnym duetem gitarowym Boult – Usher. Jest to jedyna kompozycja, pod którą podpisany jest cały zespół (oprócz Simmondsa, Ushera i Boulta także Paton i McKenna). Obie propozycje spokojnie mogłyby znaleźć się na podstawowej płycie i stanowić o jej sile. Nadmienię, że echa drugiego ze wspomnianych nagrań można usłyszeć na płycie „Suits” w utworze „Jumpsuit City”.
Drugi dysk wydania „deluxe” oraz „standard” zawiera wersje demo, z których najciekawszą wydaje się być „Dear Friend” w postaci dziesięciominutowego jamu, który niewiele ma wspólnego z ostateczną postacią utworu. Inną ciekawostką jest wczesna wersja „Shadowplay” z innym tekstem.
W roku 1995 Fish zapragnął podsumować piętnastolecie swojej kariery zbiorem, na który składały się płyty „Yin” i „Yang”. Z tej okazji postanowił część materiału zarejestrować ponownie, a pomagali mu w tym gitarzyści Robin Boult i Frank Usher, klawiszowiec Foss Paterson, David Paton na basie oraz Dave ‘Squeaky’ Stewart na bębnach. Z „Internal Exile” tknął nowe życie w „Credo”, które zyskało bardziej potężne brzmienie bębnów i świetne chórki w końcówce. „Lucky” zostało nagrane szybciej, dzięki czemu, podobnie jak „Credo” bardziej zbliżyło się do koncertowych interpretacji. Jednak najważniejszą zmianą jest pojawienie się w „Just Good Friends” żeńskiego wokalu. Osobą, która wsparła szkockiego artystę była Sam Brown znana z hitu „Stop” i współpracy z grupą Pink Floyd. Ta ballada wykonana w duecie zyskuje nowy wymiar. Nic zatem dziwnego, że ta wersja pojawiła się na singlu. Niestety bez bezsprzecznie należnemu jej rozgłosowi. Na „Yin” pojawia się także nowa wersja „Favourite Stranger”, w której ponownie Sam udzieliła się głosowo wspierając Fisha w refrenie. Tu także jest zdecydowanie ciekawiej niż w oryginalnym wykonaniu, szczególnie dzięki dodatkowym gitarowym smaczkom oraz wspomnianemu wokalnemu duetowi. Te cztery kompozycje, podobnie jak zasadniczy album, zremiksowane przez Malcolma, wypełniają stronę D winylowej edycji nowego wydania, a także rozpoczynają płytę kompaktową numer 3 wydania deluxe. Pozostały czas tego oraz czwartego krążka zapełniony jest nagraniami koncertowymi. Wśród nich na pewno należy wyróżnić reprezentantów płyty „Sushi” (1993) ze świetnie słyszalną publicznością, czy akustycznego zestawu „Communion” (2007) – tu kłania się świetne wykonanie „Just Good Friends” zaśpiewane w duecie przez Fisha i jego ówczesną narzeczoną, Heather Findlay. Mamy tu także polski akcent, w postaci nagranej na Rynku w Przemyślu pieśni „Internal Exile”, która kończy czteropłytowy zestaw stereofoniczny. Niestety dwóch ostatnich nagrań nie znajdziemy w standardowej wersji wydawnictwa, na którego trzecim krążku dostajemy studyjne nagrania z 1995 roku oraz 9 nagrań koncertowych, wybranych głównie z oficjalnego bootlegu „Uncle Fish And The Crypt Creepers” nagranego w grudniu 1991 roku w Düsserdorfie.
Płytę tę w całości, wraz z innym bootlegiem (tym razem z listopada 1991 roku z Haddington) – „Derek Dick And His Amazing Electric Bear”, można wysłuchać wśród dodatków na płycie Blu-ray. Oprócz nich otrzymujemy miksy przestrzenne (Dolby Atmos i 5.1 Dolby) w wykonaniu duetu Avril Mackintosh – Andy Bradfield. Nie będę odkrywczy jeśli napiszę, że tak podany materiał brzmi jeszcze ciekawiej, eksponując niesłyszalne w wersji stereofonicznej smaczki. Na deser otrzymujemy długi wywiad z Fishem na temat powstawania albumu oraz (znacznie krótszy) z Markiem Wilkinsonem, który opowiada o warstwie wizualnej wydawnictwa. Całość uzupełniają teledyski do „Internal Exile”, „Credo” i „Just Good Friends ‘95”.
Wersja pięciopłytowa wydana jest w postaci grubej książki formatu A5 z bardzo długim tekstem Fisha oraz mnóstwem zdjęć. Na jej przedniej okładce widnieje tytuł albumu, charakterystyczne logo Artysty oraz podtytuł krążka, natomiast z tyłu widzimy portret Fisha znany z okładki oryginalnego wydania. Ta z kolei w całości umieszczona jest na froncie obwoluty, do której włożona jest książka. Wydanie „standardowe” prezentuje się niemniej ciekawie, nawiązując do innych płyt Dereka wydanych w formie digibooku w serii „The Remasters”. Nad całością układu graficznego czuwał ponownie basista Fisha, Steve Vantsis.
Jak napisałem we wcześniejszym fragmencie niniejszego tekstu, sam Artysta ubolewa nad brakiem spójności wypełniającego „Internal Exile” materiału. Niestety zmiana kolejności poszczególnych utworów nie poprawiła tego wrażenia. Co nie zmienia faktu, że jest to „kolekcja” naprawdę udanych piosenek. Dla mnie była to pierwsza solowa płyta Fisha, którą usłyszałem. I nie ukrywam, że wówczas nie wywarła na mnie specjalnego wrażenia. Teraz, ponad 30 lat od jej wydania, już bardziej przychylnym okiem, a właściwie uchem spoglądam na płytę numer dwa w karierze wysokiego Szkota. Ta „kolekcja piosenek” w odświeżonej postaci prezentuje się jeszcze lepiej.
Wydawnictwa można posłuchać w serwisach streamingowych, a chętnych do zakupu wersji fizycznych zapraszam do europejskiego (www.fishmusic.eu) lub szkockiego (www.fishmusic.scot) sklepu Artysty.
Fish zapowiada, że nowe edycje płyt „Vigil In A WIlderness Of Mirrors” oraz „Internal Exile” są ostatnimi pozycjami, jakie ukazuje się pod szyldem jego własnego wydawnictwa Chocolate Frog Records. Zobaczymy, czy tak będzie. Osobiście liczę jeszcze na materiał z trasy „Road To The Isles”, która jesienią zawita także do Polski. Muzyczna, wielokrotnie odkładana, emerytura Dereka Williama Dicka nabiera coraz bardziej realnych kształtów…