Amerykańska formacja Salem Hill już dawno przedarła się do ścisłej czołówki progresywnych wykonawców zza oceanu. Świadczy o tym chociażby sukces ubiegłorocznej płyty „Be”, ale warto wiedzieć, że tak naprawdę muzyczny świat dowiedział się o tym zespole przy okazji premiery albumu „The Robbery Of Murder” w 1998r. To bardzo dojrzały, świetnie opowiedziany klasyczny koncept album, którego bohaterem jest chłopak, który stracił ojca w wyniku potrącenia go przez pijanego kierowcę. W swym straconym dzieciństwie i bolesnej młodości zaprzysięga on zemstę i jest ona sensem jego dorosłego życia. Nie ma potrzeby streszczać w tym miejscu fabuły tej historii, warto jednak podkreślić, że album kończy się mądrym przesłaniem o mocno humanitarnym zabarwieniu. Najważniejsza na tej płycie jest jednak muzyka. Całość rozpoczyna się niczym wstęp do „Providence” King Crimson, i od tych kakofonicznych dźwięków bierze swój początek przewspaniała muzyczna podróż. A potem jest jak u Hitchcocka: napięcie z minuty na minutę stopniowo narasta. Czego to nie ma na tej płycie? Mamy i przepiękne ballady i ostre, pędzące na łeb, na szyję rockowe numery, genialne partie instrumentalne (gościnny udział Davida Ragsdale’a z grupy Kansas), świetne melodie, które na długo zapadają w pamięć. No i niezwykłej urody wokale. A śpiewa aż 3 członków zespołu, bo cała historia opowiadana jest z punktu widzenia głównego bohatera (Carl Grooves; k,g), nieżyjącego ojca (Kevin Thomas; dr) i uciekającego przestępcy (Michael Dearing; g). Trudno porównać tą produkcję z jakimkolwiek innym tego typu wydawnictwem. Niełatwo też znaleźć inne, równie udane jak „The Robbery Of Murder”. Gdyby tylko ten album ukazał się 25 lat wcześniej, dzisiaj z pewnością byłby już klasykiem.
Salem Hill - The Robbery of Murder
, Artur Chachlowski