Illumion - Hunting For Significance

Artur Chachlowski

ImageOmawiając takie albumy, jak „Haunting For Significance”, który jest płytowym debiutem holenderskiej grupy Illumion, zawsze mam dylemat: czy zgodnie z własnym sumieniem pisać o nich źle, czy raczej przemilczeć, zignorować i udać, że nigdy nie słyszałem muzyki na nich zawartej? Ale jeśli, czy to zespół, czy wytwórnia płytowa (tak było w tym przypadku – niniejszy krążek otrzymałem od wydawcy, firmy Progress Records), wysyłają w świat owoce swojej pracy, to chyba nieuczciwym byłoby nie pisnąć ani słowa o danym wydawnictwie. Więc piszę. Piszę i od razu walę z grubej rury: nie podoba mi się ta płyta. Nie chcę niniejszą recenzją przekreślać sensu wysiłków grupy Illumion, ani zniechęcać jej na przyszłość, lecz pomimo kilku poczynionych prób, nie udało mi się znaleźć na tym krążku nic, co przykułoby na dłużej moją uwagę. Nuda. Trochę orientalizmów, szczypta elektroniki, no i duża dawka kobiecego śpiewania (nie chcąc nikogo obrażać, nie piszę więc „zawodzenia”). W ogóle Illumion to żeński zespół. Jego trzon tworzą trzy dziewczyny: Eveline van Kampen (gitary i erhu – to chińskie dwustrunowe skrzypce), Esther Ladiges (wokal) i Eveline Simons, która do społu z kolejną panią, Annemieke de Boer, zagrała na instrumentach klawiszowych. Ponadto na skrzypcach i wiolonczeli gra Irma Vos, a na instrumencie zwanym, nomen omen, pipa (sic!) - niejaka Marjolijn Kaiser. Skład grupy uzupełnia sekcja rytmiczna: Peter H. Boer (gitara basowa) – Emile Boellaard (perkusja) wypożyczona z innej holenderskiej formacji, S.O.T.E. (jakiś czas temu recenzowaliśmy album „Reasons” tego zespołu). Część tego towarzystwa współpracowała już ze sobą na płycie „Talisman” innego holenderskiego projektu o nazwie Ixion. Esther śpiewała też na płytach grup Ulysses i Ayreon (!!!), ale gdy przyszło do usamodzielnienia się i stworzenia czegoś na własny rachunek, już tak łatwo, miło i przyjemnie nie było. Klapa. Nie chcę wyciągać daleko idących wniosków, ale moje wrażenia po wysłuchaniu tego albumu sprowadzają się do wniosku (drogie Czytelniczki, nie obraźcie się teraz): tak to już jest, gdy za progresywną muzykę biorą się dziewczyny.

A przecież mogłoby się wydawać, że zarówno zespół (tworzą go absolwentki konserwatorium muzycznego), jak i sam album (autorka muzyki i tekstów, Eveline van Kampen, inspirowała się literackimi dziełami m.in. Edgara Alan Poe, Oscar Wilde’a, Williama Blake’a i Franza Kafki) mają w sobie spory potencjał. Ale nawet jeśli, teoretycznie, ten potencjał istnieje, to przez nudne i bezbarwne wykonanie został on doszczętnie zaprzepaszczony. Trudno mi w przypadku tej płyty pisać o poszczególnych utworach. Bo są mdłe, nijakie i bez wyrazu. Zlewają się w jedną papkę i niezwykle trudno, nawet po kilkukrotnym przesłuchaniu, zapamiętać jakiś sensowny motyw czy element, którym dana kompozycja wyróżniałaby się na tle innych.

No cóż, 11 utworów, które stanowią program tego wydawnictwa, to próba progresywnego, czy raczej gotycko-progresywnego, grania trochę w stylu The Gathering, trochę w stylu Magenty, trochę Ayreonu, ale… nudne to jakieś. Bez wyrazu. Bez życia i bez szans na jakiś szaleńczy zryw czy powiew jakiejś interesującej nuty. Już po dwóch, trzech pierwszych utworach na płycie miałem dość. Czekałem jednak z (nie)cierpliwością na dalszy rozwój wypadków na płycie. Czekałem, czekałem i… nic. Minęła godzina, płyta dobiegła końca, pozostało uczucie niedosytu i rozczarowania. Nie, żeby od razu wyrzucać ten album do kosza, ale pomyślałem sobie, że jedno stosunkowo strawne nagranie („Infinity”), to za mało, by poświęcać tej płycie, tak drogi we współczesnym świecie, czas.

Jednak spróbowałem drugi raz – dalej nic. Odłożyłem album na kilka dni na półkę – dalej nic. Spróbowałem posłuchać go wieczorem, w ciemnościach – nic, próbowałem rano – bez zmian. Cóż mam począć? Są po prostu płyty, które „nie wchodzą”, ale ta jakimś dziwnym trafem – zaczynała mnie coraz bardziej drażnić. I z każdym kolejnym przesłuchaniem tych negatywnych odczuć w stosunku do muzyki grupy Illumion było u mnie coraz więcej.

Nie spodobał mi się ten album. Rozczarował, zniechęcił i wynudził. Mam pisać więcej? Obiecałem, że nie będę usiłował przekreślać prób i wysiłków tego zespołu, że nie będę krytykował, nie będę podważał umiejętności tych muzyków do pisania i wykonywania (prog?)rockowej muzyki… Dlatego lepiej skończę tę recenzję w tym miejscu. Wnioski wyciągniecie sami.

www.progressrec.com

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok