Amerykański artysta Danny Brill i jego album "Better Late Than Never" – to 40 minut muzyki pod szyldem progresywnego art rocka podpisanego takimi nazwiskami, jak: Danny Brill - syntezatory, Michael Sciolto - perkusja, wokale, Nick Moroch - elektryczne i akustyczne gitary, mandolina, David Keyes - gitara basowa elektryczna i gitara basowa akustyczna, Tony Levin - gitara basowa, Chapman Stick, Laura Dreyer - flet, saksofon, Ian Lloyd - wokal, Elza Mueller - wokal, Rick Oberman - wokal, Roman Lankios - ksylofon, Roger Lipson - shenai, Tommy Lafferty - sitar, Jessie i Keith Brill - krzyki. Ufff, tyle aż ludzi.
Miksu dokonał legendarny David Hentschel, który pracował również przy ostatnich 5 albumach Genesis czy produkcjach Eltona Johna. No i jak tu nie dodać, że samo nazwisko Levin w zespole mocno elektryzuje, a przedstawiony wyżej skład instrumentalny niejeden podkład do dobrego filmu fabularnego mógłby zaprezentować...
Ale od początku. Kompozycji jest 10: 1. Baker's Dozen, 2. Double Feature, Pt. 1: Cyclops, 3. Double Feature, Pt. 2: David, 4. Fanfare and Professional, 5. Yes It Is, No It's Not, 6. Prelude/Demented, 7. Images In the Rain, 8. Fantasyland, 9. Indijia i 10. Son of Bunsen Burner.
Album nie posiada zdecydowanego faworyta muzycznego, choć stylistycznie jest bardzo różnorodny. Są zapędy w stronę elektroniki, kosmosu, nieodgadnionej przyszłości („Son of Bunsen Burner”), są rasowe, etniczne, folkowe elementy kulturowe („Indijia”). Wszystko ogarnia wspólny mianownik, czyli skład zespołu - projektu i ogólne pojęcie art rocka, w które całość się wpisuje. To gratka dla melomanów gatunku. Są zawodowi muzycy, jest bardzo przejrzysta produkcja. Nie ma słabych punktów. Czysty miód dla wielbicieli wspomnianego stylu. Oczywiście są smaczki również dla innych słuchaczy, którzy na co dzień nie przepadają za tym gatunkiem, ale zapewne jest duża szansa, że odnajdą coś dla siebie na tym albumie, choćby fajniuchną gitarkę w numerze 10 od 7:34 minuty – pycha. Albo weźmy numer 8 (około 2 minuty i 8 sekundy!) - klasyka muzyki rozrywkowej: kasyno, ruletka i lata 40....
Podsumowując, Danny zebrał niezłą śmietankę towarzyską na ten album. Dowód zapisany, zarejestrowany i wypalony - każdy może go mieć i sprawdzi wiarygodność. Nazwisko kontra zawartość - lepiej późno niż wcale…