Tracklista:
1. Intro, 2. Venture, 3. Living in the cage, 4. Closer, 5. Frozenthal, 6. Freedom, 7. Timeless, 8. Realize, 9. Follow the spirit, 10. Alive, 11. The ministry, 12. Steiner, 13. Under the mask, 14. Visionism, 15. Haydamaka (bonus track).
Skład zespołu:
Maciej Taff - śpiew, Sebastian Zusin - gitara, Marcin "Valeo" Walenczykowski - gitara, Filip "Heinrich" Hałucha - gitara basowa, Grzegorz "Gregor" Olejnik - perkusja.
Warszawska formacja Rootwater powróciła na muzyczny rynek wraz ze swym trzecim studyjnym albumem, zatytułowanym „Visionism”. Niezwykle soczysta i energetyczna to płyta – artyści łączą na niej elementy rocka, metalu czy hardcore’u tworząc własny rozpoznawalny styl. Co prawda słychać tu wpływy grup System Of A Down, Sepultura czy nawet Pain Of Salvation, ale trzeba od razu podkreślić, że te dźwiękowe zapożyczenia mają na celu jedynie wzbogacenie jakże oryginalnej twórczości zespołu Rootwater. O plagiatowaniu nie może być tutaj mowy. Muzyka na krążku zachwyca różnorodnością, pomysłowością i ciężarem brzmienia. Taki solidny rockowo-metalowy „kopniak” na wakacje.
Kompozycje.
Płyta rozpoczyna się od podniosłego intra, które wprowadza słuchacza w odpowiedni nastrój. A później mamy już ciągłą jazdę bez trzymanki. Drugi na albumie „Venture” charakteryzuje się potężnymi gitarowymi riffami, melodyjnym refrenem i dość zaskakującymi rapowymi wstawkami – interesujące połączenie. „Freedom” jest 40-sekundowym metalowym killerem. „Follow the spirit” łączy z kolei miażdżące brzmienie z delikatnym śpiewem, który przywodzi mi na myśl wokalizy Daniela Gildenlöwa z PoS. „Alive” należy do moich ulubieńców na krążku „Visionism” – rewelacyjna partia wokalna Macieja Taffa tworzy razem z intrygującą warstwą instrumentalną piorunującą mieszankę. „The ministry” zapada w pamięć głównie dzięki orientalnym dźwiękom w tle oraz „sepulturowym” przybiciom. Natomiast tytułowy „Visionism” zaskakuje sporą dawką przebojowości (w pozytywnym znaczeniu tego słowa). Wspólną cechą utworów na najnowszej płycie Warszawiaków jest ich chwytliwość. Pomimo tego, że brzmieniowo są bardzo ciężkie to zawsze znajdzie się jakiś moment, który pozostaje w pamięci i który można później swobodnie zanucić. Krótko mówiąc, panowie potrafią znaleźć złoty środek pomiędzy „łojeniem” a piosenkowością.
Muzycy.
Wielkie brawa należą się wokaliście grupy – śpiewa z charyzmą, „ryczy” z wyczuciem, a nawet rapuje jeśli trzeba. Wszechstronny i utalentowany człowiek. Instrumentaliści nie pozostają w tyle. Sebastian Zusin i Marcin "Valeo" Walenczykowski potrafią stworzyć zarówno potężną ścianę hałasu jak również zagrać niezwykle delikatnie. Wbrew pozorom, odpowiednie wyważenie obu elementów nie jest wcale takie proste. Nie można zapominać także o sekcji rytmicznej, która wykonuje kawał solidnej i bardzo precyzyjnej roboty. Gdy połączymy to wszystko w jedną całość – otrzymamy bezbłędnie działającą machinę, która „wyczarowuje” pomysłowe i zapadające w pamięć nagrania.
Udany album. Nie jest to może propozycja dla ortodoksyjnych prog metalowców, nie ma tu epickich i rozbudowanych fragmentów. Płyta składa się z krótkich i zwięzłych utworów, które jednak trzeba przyznać zawierają w sobie ogromną dawkę różnorodnych i świeżych pomysłów. Co więcej – łączą w bardzo ciekawy sposób metalowy ciężar z rockową przebojowością. Kompozycje zamieszczone na „Visionism” dzięki swej wielkiej dynamice są wprost stworzone do tego, aby je wykonywać na żywo. Jestem ciekaw czy przed publicznością zabrzmią one równie energetycznie jak na krążku? Trzeba to koniecznie sprawdzić, a tymczasem zachęcam czytelników do zapoznania się z najnowszymi „wizjami” grupy Rootwater.