Drama - Sex Love Lies

Artur Chachlowski

ImageNazwa zespołu mogłaby sugerować bliskie związki z formacją Yes, lecz sięgając po album „Sex Love Lies” nie spodziewajcie się raczej podróży w stronę art rocka. Pod szyldem Drama kryje się zespół powołany niedawno do życia przez Iana Gordona (Słuchacze i Czytelnicy MLWZ powinni go pamiętać z solowego albumu pt. „The Puppet Show”, a także faktu, że jest on bratankiem Glena Gordona z grupy Magrathea), który z właściwym sobie angielskim poczuciem humoru opisuje seksualne tabu, perwersje i fantazje Brytyjczyków. Przyznacie, że ten dość kontrowersyjny temat przewodni przewijający się przez cała płytę siłą rzeczy zwróci uwagę publiczności na to wydawnictwo, lecz my nie będziemy wzorem tabloidów zaglądać do brytyjskich sypialni i cały aspekt literacki albumu „Sex Love Lies” pozostawimy na boku.

Skupimy się na muzyce. Płytę wypełnia 8 utworów, które trwają łącznie niespełna 40 minut. Krótka to płyta jak na współczesne standardy, ale i styl, który upodobał sobie zespół Drama zakotwiczony jest gdzieś w zamierzchłych czasach. Konkretnie to w głębokich latach 70. Ale nie tych symfoniczno-rockowych, lecz raczej bliższych tradycjom wczesnego hard rocka.

Ian Gordon i spółka łączą w swojej muzyce elementy klasycznego rocka ze współczesnym alternatywnym brzmieniem. Styl, który upodobał sobie zespół oparty jest na gitarowym graniu, które mnie osobiście przypomina brzmienie grupy Budgie. Dynamiczne i szybko wpadające w pamięć refreny w utworach „Factory Defaults” czy „In Bed With Machines” jako żywo odwołują się do dokonań zespołu Burke’a Shelleya. Niekiedy „zachwaszczone” są one „brudnymi” dźwiękami wyjętymi z typowego indie rocka (jak we wspomnianym już „In Bed With Machines”), a niekiedy, jak w „Modern Love”, zahaczają o elementy popu czy typowej dla naszego Myslovitz alternatywnej melodyki. W dwóch utworach – „Mercy” oraz „Red Rose” – zespół Drama wkracza na nieco bardziej akustyczne terytorium, a wokal Gordona upodabnia się do Axela Rose’a z Guns N’Roses. A najbardziej dobitny hołd czasom klasycznego hard rocka grupa składa w finałowym nagraniu pt. „Fat Leg”. Słuchając tego utworu zawsze łapię się na tym, że oczyma wyobraźni widzę Ozzy Osbourne’a śpiewającego w grupie Led Zeppelin. Tak to brzmi. Inna rzecz, że nie odnosi się wrażenia, że to jakaś kiczowata podróba. Bo Drama gra z zębem i ma sporo ciekawych pomysłów łączących przeszłość ze współczesnością. Ale coś mi się zdaje, że i tak to chyba za mało, by wybić się na tle setek – było, nie było – podobnych im zespołów.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!