Od razu muszę podkreślić jedno: tak ciekawie brzmiącej i tak doskonale prezentującej się płyty utrzymanej w duchu dojrzałego neoprogressive’u wydanego przez polskiego wykonawcę jeszcze nie było. „Soul’s Inner Pendulum” to drugi album projektu (zespołu?) o nazwie Moonrise. No właśnie, Moonrise to projekt czy zespół? Na wydanym przed półtora rokiem krążku „The Lights Of A Distant Bay” nad wszystkim czuwał oraz jednoosobowo dzielił i rządził Kamil Konieczniak. To on był odpowiedzialny za komponowanie i to on grał na tamtej płycie na większości instrumentów. Na nowym krążku zrobił on jednak więcej miejsca innym muzykom. Przede wszystkim powierzył wykonanie wszystkich gitarowych solówek znanemu z Mindfield i Nemezis Marcinowi Kruczkowi, na perkusji gra Grzegorz Jakiela, a saksofonowe partie wykonuje Dariusz Rybka. No i jest jeszcze (wciąż jako gość) - można by powiedzieć niezmiennie, bo śpiewał też na poprzednim krążku Moonrise - wokalista Łukasz Gall.
W tym, jak się okazuje, niezwykle mocnym zestawieniu Kamil Konieczniak (gra on na płycie „Soul’s Inner Pendulum” na syntezatorach, gitarach, basie, a także odpowiedzialny jest za elektroniczne loopy) i spółka, którą od teraz pozwolę sobie jednoznacznie nazywać zespołem, zrealizowali album, którego nie mogę określić inaczej, niż prawdziwym arcydziełem neoprogresywnego rocka znad Wisły.
Stylistyczne skojarzenia od samego początku są jednoznaczne: zespół Moonrise na swojej nowej płycie, to taki „polski IQ”. Klimat całego wydawnictwa utrzymany jest w stylu najlepszych osiągnięć tej czołowej dla prog rockowego gatunku grupy. Na „Soul’s Inner Pendulum” Moonrise utrzymuje stały, bardzo wysoki poziom, na płycie nie ma ani jednej niepotrzebnej nuty, niepotrzebnego dźwięku, ani słabszego momentu. Ta muzyka po prostu od pierwszej do ostatniej minuty trzyma słuchacza w napięciu, przykuwa uwagę i atakuje niezliczoną wręcz liczbą fantastycznych pomysłów. Na samym początku najbardziej spodobał mi się otwierający płytę utwór „Awakened”. Przy drugim, czy trzecim przesłuchaniu w uszy wpadł mi spokojny, chwytający za serce (ach ten fortepian, ach ta akustyczna gitara, ach ten wokal…) temat zatytułowany „Empty Lines”. Przy którymś z kolejnych przesłuchań (proszę mi wierzyć, ten album ma w sobie coś, co każe go słuchać, jeśli nie bez przerwy, to przynajmniej tak często, jak to tylko możliwe) oczarowała mnie umieszczona na końcu albumu rozbudowana suita (13 minut 18 sekund!) pt. „The Greatest Miracle”. Kilka przesłuchań dalej i „narodził” się mój kolejny faworyt: utwór „Angel’s Hidden Plan”, w którym nie tylko instrumentalnie Moonrise brzmi jak IQ, ale i Łukasz Gall śpiewa jakby był – wypisz, wymaluj – Peterem Nichollsem.
Osobie wokalisty należy się osobna wzmianka. Łukasz, którego sympatycy progresywno-rockowej muzyki kojarzą przede wszystkim poprzez pryzmat jego pracy w zespole Millenium (choć mało kto pamięta, że jest on już kilkukrotnym laureatem festiwalu w Opolu), wykonał na tej płycie niesamowitą robotę. Nie od dziś jest on znany z tego, że posiada świetny głos, więc niech nikogo nie dziwi, że swoim śpiewem nadał muzyce grupy Moonrise szlachetnego, przestrzennego, lekko nostalgicznego brzmienia.
Summa summarum, spod kompozytorskiej ręki Kamila Konieczniaka oraz wykonawców, których zaprosił on do uczestnictwa w grupie Moonrise wyszedł naprawdę niezwykły, jak na polskie warunki, album. Jak dla mnie – póki co – to zdecydowanie polski album numer 1 2009 roku. A przecież konkurencja w tym roku nie była byle jaka…