Jethro Tull - A Passion Play

Przemysław Stochmal

ImageRok 1973 był złotym rokiem dla rocka progresywnego. Większość artystów proponujących słuchaczom ten gatunek muzyczny, wśród nich Pink Floyd, Genesis, King Crimson czy ELP, wydawanymi wówczas płytami potwierdzało swoją szczytową formę. W tym swoistym rogu obfitości, jaki przyniósł muzyce rockowej rok 1973, na samo dno pospadały jednakże albumy, choć wybitne, to jednak zlekceważone, a nawet niemal wyklęte przez krytyków. Do takich albumów należy A Passion Play Jethro Tull. Jak stwierdził po latach sam lider zespołu, Ian Anderson, lawina krytyki, jaka spadła na płytę po jej wydaniu, przez lata rosła niczym śniegowa kula i większość niepochlebnych opinii, wyrażana w ciągu lat przez słuchaczy, nie opiera się na ich własnym sądzie, ale bazuje na ugruntowanych w przeszłości opiniach krytyków.

Kto wie, być może Anderson ma rację. Nie ulega jednak wątpliwości, że A Passion Play, muzyczna opowieść o życiu po śmierci, nie jest albumem łatwym i przyjemnym i być może z tego powodu wielu słuchaczy go odrzuca, a wśród samych wiernych fanów muzyki Jethro Tull jest to płyta najbardziej kontrowersyjna. Anderson bowiem, poczuwszy wiatr w żaglach po sukcesie progrockowej suity Thick as a Brick, postanowił spróbować szczęścia w tej muzycznej materii raz jeszcze. Pozwolił sobie przy tym na większą swobodę twórczą, przez co powstał album bardziej dziwaczny i strukturalnie nieklarowny. Pierwsze przesłuchania dają wrażenie niezbyt logicznego zlepku różnych motywów muzycznych, z wplecionymi gdzieniegdzie, w charakterystyczny dla rocka progresywnego sposób, unifikującymi cały album jednakowymi elementami melodyczno-tekstowymi. Kompleksowość tej muzyki różni się od Thick as a Brick, gdzie jest ona logiczna, czytelna, oparta na solidnej muzycznej konstrukcji. Istniejący na A Passion Play artystyczny chaos, niestety szybko odrzucany zwłaszcza przez entuzjastów poprzedniego albumu, dodatkowo komplikuje wpleciona w sam środek tej progrockowej Boskiej Komedii muzyczno-słowna bajeczka The Story of the Hare Who Lost His Spectacles (Historia zajączka, który zgubił okulary). Choć, jak mogłoby się pierwotnie wydawać, Anderson gdzieś po drodze zdaje się gubić ład dzieła, ów przerywnik rozładowuje powagę i wzniosłość zarówno tematu, jak i gatunku muzycznego, z jakim zmierzyli się artyści. Anderson nie próbuje więc tworzyć sztuki dla sztuki, czy kopiować sam siebie, ale inteligentnie pogrywa z przyzwyczajonym do „progresywnego” wcielenia Jethro Tull słuchaczem.

Należy jednak pamiętać, iż A Passion Play to nie tylko artystyczny manifest i owoc nieskrępowanej wyobraźni twórców, ale przede wszystkim znakomita rockowa muzyka. Solidne, instrumentalne fragmenty odegrane przez cały zespół, nie ustępują swoim odpowiednikom z Thick as a Brick, więcej tu z kolei charakterystycznych zwłaszcza dla albumu Aqualung fragmentów akustycznych. Ciekawostką jest intrygujący, nieco psychodeliczny początek albumu, a dźwięk uderzeń serca, które zresztą w czwartej minucie suity przestaje bić, przywodzi na myśl otwarcie wydanego kilka miesięcy wcześniej The Dark Side of the Moon Pink Floyd. Charakter muzyki Jethro Tull, wbrew oczywistym podobieństwom do poprzednich dokonań zespołu, ulega jednak na A Passion Play pewnej zmianie za sprawą jednego zasadniczego faktu. Anderson bowiem niemal całkowicie zastąpił na płycie swój najbardziej charakterystyczny instrument, jakim jest flet, saksofonem, co stało się jeszcze jednym aspektem wyjątkowości tej płyty na tle innych dokonań formacji.

A Passion Play to album intrygujący. Choć ze względu na tożsamą z Thick as a Brick formę progrockowej suity, najczęściej oceniany jest przez pryzmat poprzedniczki, to jednak z pewnością nie tylko nie zasługuje na traktowanie jako „brzydszą siostrę” najsłynniejszego dzieła Jethro Tull, ale zdecydowanie jest wart postawienia go w tym samym rzędzie, co wielkie dzieła rocka progresywnego wydane w tym samym roku. Szkoda, że gromy niesprawiedliwego sądu spadły na płytę  zaraz po jej ukazaniu się, gdyż nie dość, że pogrążyły na muzycznej mieliźnie tak znakomity album, to również wyraźnie podcięły skrzydła samemu Andersonowi, który wróciwszy do krótkich rockowych form, nagrał z Jethro Tull bardzo miernego następcę A Passion Play – album Warchild, kończąc tym samym krótki epizod rozbudowanych, dwudziestominutowych suit w karierze Jethro Tull.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok