Słowa te zapisane na okładce albumu „Chambers” kierują do swoich słuchaczy muzycy grupy Anyway - nowego zjawiska na mapie polskiego progresywnego rocka. Ale czy rzeczywiście Anyway to zupełnie nowy zespół, który właśnie dość niespodziewanie pojawia się na rynku? Raczej trzeba tu mówić o niezwykłym powrocie po wielu latach przerwy, bowiem materiał zamieszczony na płycie „Chambers” zarejestrowany został jeszcze w 1993 roku i pewnie, podobnie jak i sam zespół, na zawsze pozostałby zapomniany, gdyby nie to, że znalazł się wydawca, który zainteresował się tą pokrytą już grubą warstwa pyłu muzyką. Ale przecież jak to w życiu bywa, warto od czasu do czasu zrobić solidne porządki. Wtedy często na dnie szuflady znajduje się rzeczy, których od dawna poszukiwaliśmy. I wtedy, po latach, cieszą nas one podwójnie. Tak jest właśnie z albumem „Chambers” bydgoskiego zespołu Anyway. Zaraz, zaraz... Bydgoskiego?! No tak, już wiem w jakim kierunku pracuje wyobraźnia polskiego fana artrocka. Skoro Bydgoszcz, to na pewno Abraxas. Ale Anyway?...
Jak się okazuje przed laty w Bydgoszczy działały równolegle dwie formacje. Wiadomo również, że wszyscy aktualni członkowie Anyway przewinęli się kiedyś przez Abraxas. Dowodem na to może być fakt, że lider i wokalista Anyway Łukasz Święch jest współautorem utworów „Tarot”, „Kameleon”, „De Profundis” i „Ajudah”, które 3 lata temu znalazły się na pierwszej płycie Abraxasu. Wiemy też, że gitarzysta Abraxasu Szymon Brzeziński jest równocześnie członkiem grupy... Anyway. Jakby tego było mało, wiadomo już, że na przygotowywanej na koniec czerwca nowej płycie Abraxasu znajdzie się utwór skomponowany przez klawiszowca Anyway Krzysztofa Pacholskiego. A jeśli komuś jeszcze nie wystarczy tych bliskich związków, to niech posłucha sobie wstępu do utworów „Spiritus Flat Ubi Flut” z albumu „Centurie” Abraxasu i „Cuckoo-clock” z płyty „Chambers” grupy Anyway. To niemal dwa bliźniacze nagrania. Wynika stąd, że nie tylko personalnie, ale i muzycznie obie te bydgoskie grupy przenikają się wzajemnie i doskonale uzupełniają. „Jest wiele wspólnych cech dla Anyway i Abraxas. Wspólne elementy w muzyce, skład, menadżer, wytwórnia płytowa. Ponadto jesteśmy przyjaciółmi i pomagamy sobie, jak tylko możemy. Zespołów grających ze sobą w ten sposób jest naprawdę niewiele. I chociaż przed laty to właśnie ja zakładałem Abraxas, to nie żałuję, że aktualnie nie ma mnie w składzie tej najpopularniejszej polskiej progresywnej kapeli. Czuję się przede wszystkim wokalistą, a w zespole tym jest przecież Adam Łassa, tak bardzo i nierozerwalnie z nim związany. Trudno byłoby to pogodzić to w tym momencie” - tak pytany o związki Anyway z Abraxas odpowiada Łukasz Święch. Przed sześcioma laty wraz z grupą przyjaciół z zespołu pod szyldem Anyway Chambers zrealizował on w poznańskim studiu „Giełda” materiał, który teraz trafia nam w ręce w postaci albumu „Chambers”. Jednak już w rok po zarejestrowaniu materiału grupa zawiesiła swoją działalność. Wreszcie w ubiegłym roku Łukasz Święch i Krzysztof Pacholski reaktywowali zespół skracając jego nazwę do pierwszego członu.
„Nagrania z płyty ”Chambers” są mi zarazem bliskie i dalekie. Minęło już trochę czasu i słuchając ich teraz czuję się jakbym oglądał zdjęcia z liceum. Jesteśmy już innymi ludźmi, odeszliśmy od klimatów, które graliśmy kilka lat temu. Pracujemy aktualnie nad nowym albumem i powiem szczerze, że będzie to zupełnie inny Anyway. Z drugiej strony bardzo cieszymy się wszyscy, że znaleźliśmy wydawcę tego starego materiału. To przecież swego rodzaju dokument, ślad, który zostawiliśmy po sobie”. - mówi Łukasz. Jak się okazuje, materiał na nowy album jest już prawie gotowy. W przeciwieństwie do atmosfery płyty „Chambers” muzycy z Anyway pokażą na nim nieco inne, ciemniejsze i dojrzalsze oblicze. Kiedy ta płyta się ukaże? Oby jak najszybciej, ale póki co, proponuję uzbroić się w cierpliwość i skoncentrować się na cieplutkiej jeszcze płycie „Chambers”. Na wydawnictwie tym znajdujemy 10 dość krótkich utworów. Wszystkie zamykają się w 3-4 minutowym rozmiarze, który jak wiadomo nie jest zbyt typowym dla produkcji spod znaku progresywnego rocka. No i sama muzyka jest tu raczej bliższa stylistyce pop, znacznie lżejsza, powiedziałbym wręcz - może nieco obrazoburczo - że jest to artrock do słuchania w słonecznych okularach na rozgrzanej plaży. Całość rozpoczyna się od chwytliwego rockowego numeru „Fishing-rods” z bajkowym początkiem - przestrogą przed wydawałoby się banalną wyprawą na ryby. Jak się okazuje mogą wydarzyć się wtedy różne rzeczy, szczególnie gdy zaczyna działać wyobraźnia... Po rytmicznym „Anyway Chambers” znajdujemy na tej płycie jeden z najciekawszych utworów - „Goats”. Jednostajny rytm klawiszy kontrastuje tu z symfoniczną partią syntezatorów i gitary w refrenie. To kawał doskonałej muzyki, tym bardziej, że zaraz rozpoczyna się najdłuższy w całym zestawie utwór zatytułowany „Oak Tree”. I to rozpoczyna się w iście genesisowskim stylu z mocnym rytmem perkusji. Szkoda, że brakuje w tym nagraniu czegoś bardziej soczystego, bowiem ten dość jednostajny i zbyt spokojny utwór kończy się akurat w momencie, w którym powinien rozkręcić się na dobre. Po dwóch trochę bezbarwnych piosenkach „Anchormen” i „Little Cave Melody” mamy wreszcie wspomnianą już wcześniej kompozycję „Cuckoo-clock”. Urzeka w niej ładna i bardzo zgrabna linia melodyczna z fantastycznymi pseudokobzami w finałowej części. O następującym po niej utworze „Tabasco” lepiej jak najszybciej zapomnieć, bo zaraz rozlegają się pierwsze dźwięki najważniejszego nagrania na całej płycie - „Windmills”. I znów mamy tu collinsowską perkusję Mikołaja Matyski, lekko zachrypnięty głos Łukasza Święcha, doskonałe syntezatorowe tło w wykonaniu Krzysztofa Pacholskiego, rytmiczny bas (gra na nim muzyk ukrywający się pod pseudonimem R.M.) i piękne solówki gitary Artura Franczaka. Oj, chciałoby się, żeby utwór ten nigdy się nie kończył... Ale to jednak koniec tego oryginalnego, starego materiału, chociaż tak naprawdę to wcale nie koniec płyty. Jest jeszcze bowiem jedno archiwalium i to zaśpiewane po polsku. „Skorpion” to utwór godny finału, pełen optymizmu i brzmiący chyba najciekawiej spośród wszystkich kompozycji, które znajdujemy na płycie „Chambers”. I zarazem jest jakby drogowskazem w przyszłość. Działający w aktualnym składzie zespół Anyway wykonuje swe nowe utwory po polsku, a nowe siły w postaci Piotra Teffnera (gitara akustyczna), Szymona Brzezińskiego (git) i Macieja Bagińskiego (bg) wytyczają przed tą formacją nowe horyzonty. Oddajmy raz jeszcze głos liderowi Anyway: „Gdy pracowaliśmy nad tą płytą byliśmy znacznie młodsi, trochę zaskoczeni i oszołomieni pracą w studiu. Wydaje się, że dopiero teraz mamy prawdziwy wpływ na to, co chcemy robić i mam w związku z tym nadzieję, że już w najbliższej przyszłości uda nam się wszystkim udowodnić, jak bardzo rozwinęliśmy się jako muzycy”. No cóż, wypada więc tylko czekać na ponowny debiut grupy Anyway. No i cieszyć się odkurzonym materiałem, który jest przecież swoistym dokumentem tamtych czasów, tamtych trendów i fascynacji. Nie zapominajmy wszakże o tym, że „płyta „Chambers” to preludium dla dźwięków, które dopiero nadejdą”.