Co byście powiedzieli na przejażdżkę po całej naszej planecie w ciągu zaledwie jednego dnia? Albo, jeszcze lepiej, w ciągu jednej godziny?...
Tyle bowiem trwa album „Planet In A Day” firmowany przez duet Alpha Terra. Tworzą go dwaj urodzeni w 1966 roku mediolańczycy: Gianni Viaggi i Giorgio Gabriel. Obaj znają się od dziecięcych lat i choć pianista Viaggi kilka lat temu przeprowadził się do Rzymu, to korzystając ze współczesnych internetowych technologii, regularnie komponuje wspólnie ze swoim partnerem „na odległość”. Druga połowa duetu, czyli Giorgio Gabriel, to gitarzysta grupy The Watch, a Alpha Terra to jego side-project, w którym gra muzykę oddaloną o lata świetlne od doskonale znanej formacji, z którą kontynuuje on dobre tradycje genesisowskiej muzyki.
Płytę „Planet In A Day” Giorgio wręczył mi tuż po niezwykłym spektaklu „The Watch plays Foxtrot” w odnowionej „Andaluzji” w Piekarach Śląskich. Powiedział: „posłuchaj i napisz mi co myślisz”. A więc czym prędzej uprzejmie donoszę, że słuchacze zakochani w dźwiękach, które Gabriel wyczarowuje na koncertach The Watch oraz na płytach tego zespołu mogą, podczas słuchania płyty „Planet In A Day”, poczuć się mocno zdezorientowani. Bowiem Alpha Terra gra instrumentalną muzykę umiejscowioną gdzieś na pograniczu smooth jazzu i new age.
12 utworów, które wypełniają to wydawnictwo to muzyczna wyprawa w różne rejony świata, ilustrowana lokalnym kolorytem stylistycznym wspaniale ujętym w dźwiękach muzyki tego duetu. Wystarczy przyjrzeć się tytułom poszczególnych tematów i wszystko staje się jasne: w „Scottish Dream” pojawiają się elementy celtyckie, w „Sweet Rain Over Provence” króluje klimat słonecznych rejonów południowej Francji, „Sacred Night In Cornwall” to surowe krajobrazy południa Wielkiej Brytanii, w „Patagonia Highlands” słyszmy dźwięki oparte na muzyce z Andów. „Norwegian Fiords” to próba zilustrowania klimatu surowych pejzaży Skandynawii, które kontrastują z aurą zimowej nocy w „Starlit Alaska”, a w dodatku brzmią zupełnie inaczej niż dźwięki opisujące słoneczny dzień na biegunie w „Antarctic Sunglare”. W zupełnej opozycji do tych lodowych krajobrazów są muzyczne wyprawy na zachód słońca w Ameryce („Sunset Ride In New Mexico”) czy w środek amazońskiej dżungli (w „Last Brazilian Day”). I tak dalej, i tak dalej… Panowie Viaggi i Gabriel zabierają nas w muzyczną podróż z jednego zakątka świata w drugi. I trwa to równą godzinę…
Z pełną odpowiedzialnością mówię, że na pewno nie jest to wymarzona płyta dla słuchaczy rozkochanych w progresywnym rocku. Z początku wydawało mi się, że to, co usłyszałem na „Planet In A Day” to ten rodzaj muzyki użytkowej, która brzęcząc sobie w tle nie przeszkadza w innych czynnościach: w czytaniu książki, w prowadzonej rozmowie czy w spożywaniu kolacji. Ot, taka „muzyka z supermarketu”. Ale po jakimś czasie przekonałem się, że do słuchania granych przez Alpha Terrę melodii potrzebna jest pewna doza cierpliwości, która pozwala odkryć, że muzyka tego duetu składa się z kilku poziomów, z kilku warstw, które przy każdym kolejnym przesłuchaniu odsłaniają się przed uważnym słuchaczem i pozwalają wtargnąć gdzieś głębiej, gdzieś do jej wnętrza.
Tak jak nie wystarczy jednego dnia na zwiedzenie całej planety, tak nie wystarczy wysłuchać tej płyty raz, by poznać jej ukryte piękno. Ale pamiętajmy, to zupełnie inny rodzaj piękna, niż ten, który zwykł definiować progresywno-rockową muzykę…