Asia - Omega

Artur Chachlowski

ImageNie ma chyba sensu przypominać okoliczności, w jakich przed 30 laty powstała grupa Asia, kto ją stworzył i jak wielkim przebojem okazały się jej trzy pierwsze, a szczególnie wydana w 1982r. debiutancka, płyta. Pisałem o tym na łamach MLWZ przy okazji recenzji albumu „Phoenix” (2008), który był wielkim powrotem tej supergrupy po 25 latach przerwy we współpracy panów Johna Wettona, Steve’a Howe’a, Carla Palmera i Geoffa Downesa. Nie ma też sensu wymieniać tytułów wszystkich megahitów Asii, które na początku lat 80. nie opuszczały list przebojów. Któż nie zna takich utworów, jak „Heat Of The Moment”, „Don’t Cry”, “Sole Survivor”, “Wildest Dreams” czy „The Smile Has Left Your Eyes”?...

Nie ma też potrzeby przypominać mnóstwa wspaniałych wrażeń, jakich dostarczył nam pierwszy i na razie jedyny koncert tego zespołu w Polsce w kwietniu ubiegłego roku. Oby Asia powróciła do nas jak najprędzej, bo - pomimo upływających lat - tworzący ją muzycy znajdują się w wybornej formie.

Świadczy o tym najnowszy, przewidziany do wydania 23 kwietnia, album Asii zatytułowany „Omega”. Powiem krótko: to prawdziwa perełka. Kolejne arcydzieło melodyjnego pop/prog rocka utrzymane na nieosiągalnym dla innych poziomie. Jeżeli jesteś oddanym sympatykiem/sympatyczką twórczości tego zespołu, będziesz w siódmym niebie. Jeżeli jakimś cudem nie jesteś przekonany/przekonana do tej grupy, 12 nowych piosenek (a może tylko 11, bo jedna z nich, „Emily”, umieszczona jest na tym krążku jako swoisty bonus wyłącznie w pierwszej, digipakowej edycji) pozwoli Ci pozbyć się jakichkolwiek wątpliwości. To, bez wyjątku, najprawdziwsze muzyczne pop rockowe skarby i kandydatki na kolejne hity na bardzo długiej liście przebojów tego zespołu.

W porównaniu z wydaną przed dwoma laty płytą „Phoenix”, nie ma na „Omedze” prób stworzenia epickich opowieści. Nie znajdziemy więc tutaj rozbudowanych instrumentalnie kompozycji na miarę „Parallel Worlds/Vortex/Deya” czy „Sleeping Giant/No Way Back/Reprise”. Tym razem Asia przedstawia nam zestaw składający się z wyłącznie bezpretensjonalnych, stosunkowo prostych i bardzo, bardzo melodyjnych piosenek. Ale to przecież dokładnie znak firmowy tego zespołu i pod tym względem nikt nie powinien czuć się zawiedziony. Tym bardziej, że każda z nich, już przy pierwszym przesłuchaniu, momentalnie wpada w ucho i sprawia wrażenie, jakbyśmy znali ją już od dawna. To syndrom znany z płyt The Beatles, ABBY i Electric Light Orchestra. To także wizytówka grupy Asia. Jednym zdaniem, „Omega” to płyta przesycona od początku po sam swój koniec przebojowym, acz niebanalnym materiałem.

Z nowinek warto wspomnieć, że po raz pierwszy panowie Wetton, Downes, Howe i Palmer zdecydowali się sięgnąć po zewnętrznego producenta. Jest nim znany ze współpracy ze Staus Quo i Uriah Heep, Mike Paxman. Kolejnym, i to sporym, zaskoczeniem może okazać się sam początek płyty w postaci utworu „Finger On The Trigger”, który znamy z wydanej przed czterema laty płyty „Icon II” duetu… Wetton-Downes. To, jak pamiętam, pierwszy na studyjnych płytach Asii muzyczny autocytat. Choć przecież wiemy, że na koncertach zespół uwielbia sięgać po utwory z repertuaru macierzystych grup członków formacji, a więc ELP, Yes, King Crimson i The Buggles. Teraz do tego kompletu dołączy zapewne i Icon. Co jeszcze z ciekawostek? Autorem okładki jest, jak zwykle, nadworny grafik Asii, Roger Dean, który połączył graficzny symbol tytułu z błękitnymi oczami tygrysa, podkreślając fakt, że według chińskiego, a więc azjatyckiego kalendarza, rok 2010 to właśnie Rok Tygrysa.

Na koniec wypada powiedzieć o moich ulubionych fragmentach nowej płyty Asii. Proszę mi wierzyć, powinienem wymienić jednym tchem wszystkie 12 tytułów, gdyż stanowią one idealną mieszankę dynamicznego i lirycznego pop rocka, którego idealnie będzie się słuchać w każdych okolicznościach: na dyskotekach, w trakcie jazdy samochodem, jako tło na domowym party, a nawet w chwilach wieczornej zadumy. Gdybym jednak musiał wymieniać, to moje typy byłyby następujące (w takiej kolejności): „I’m Still The Same”, „Through My Veins”, „Ever Yours”, There Was A Time”, „Don’t Wanna Lose You Now”, bonusowy „Emily”, „End Of The World” oraz „Finger On The Trigger”. Nie wymieniłem wszystkich? Nie znaczy to wcale, że „Listen Children”, „Light The Way”, „I Believe” i „Holy War” to nieudane piosenki. Po prostu, na płycie „Omega” wśród utworów świetnych są trochę lepsze i trochę gorsze. Ale lubię je wszystkie. Bez wyjątku…

I już naprawdę na zakończenie, pewien cytat z materiałów reklamowych towarzyszących nowej płycie Asii. Jak doskonale pamiętamy, album „Alpha” to krążek nr 2 w dyskografii zespołu, wydany w 1983 roku. John Wetton mówi tak: „Podobnie jak „Alpha” nie była naszą pierwszą płytą, tak i „Omega” nie będzie ostatnią”. Uwielbiam Johna za te słowa. Uwielbiam go za jego śpiew, grę na basie i przecudowne piosenkowe kompozycje. Uwielbiam pozostałą trójkę panów. Uwielbiam Asię. Także za tę nową płytę. Jestem pewien, że „Omega” nieprędko opuści szufladę mojego odtwarzacza…

www.frontiers.it

 
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!