Modest Midget - The Great Prophecy Of A Small Man

Artur Chachlowski

ImageZaledwie przed miesiącem pisałem na naszych łamach o czteroutworowej EP-ce „Partial Exposure”, która była zapowiedzią pełnowymiarowej debiutanckiej płyty grupy Modest Midget. I oto nie minęło kilka tygodni, a kierujący zespołem, Lionel Ziblat, przesłał do Małego Leksykonu gotowy produkt. Album o wdzięcznym tytule „The Great Prophecy Of A Small Man” (tytułowy mały człowiek to nikt inny, jak „skromny karzeł” figurujący w nazwie zespołu) to rzecz złożona aż z 13 utworów, a przy tym trwająca zaledwie 3 kwadranse. Już z samego tego faktu można wywnioskować, że składają się nań krótkie, zwięzłe i piosenkowe utwory. I w istocie tak właśnie jest. Co więcej, w programie albumu znalazły się wszystkie piosenki, które znamy z opisanej przeze mnie EP-ki, o której wyrażałem się jako o „zbiorze nagrań utrzymanych w melancholijnej pop rockowej stylistyce w rodzaju The Beatles, Keane i Blackfield”. Po wysłuchaniu całej płyty nie zmieniam zdania, chociaż lojalnie uprzedzam, że pośród nieznanych mi wcześniej nagrań Modest Midget znalazłem i takie, które mogą zaburzyć przywołaną przeze mnie przed chwilą  próbę definicji stylu zespołu.

Pierwszym tego przykładem może być nowofalowo brzmiący utwór „Follow The Noise”, który z wykopem otwiera to wydawnictwo. W podobnym stylu utrzymane jest też nagranie „Here I Go”, którego ilekroć słucham, nie widzieć czemu, kojarzy mi się ono z naszym Maanamem. Innym przykładem burzącym nieco teorię o „lekkiej, łatwej i przyjemnej” stronie muzyki grupy Modest Midget może być psychodeliczny instrumental „I Came, I Saw, I Left”, w którym wyraźnie pobrzmiewają – zapewne za sprawą gilmourowsko brzmiącej gitary – echa muzyki Pink Floyd. Co jeszcze? Zupełnie odlotowy wydaje się być inny instrumental o przydługim tytule „Jorge Knows How Difficult A Musician’s Life Can Be, But Then Again, Who Doesn’t?”. Śmiało mógłby on kandydować do Księgi Guinessa (w kategorii „najdłuższy tytuł”), ale i pewnie znalazłby sobie on miejsce na każdej płycie awangardowego Franka Zappy. Jeszcze bardziej szokująco prezentuje się odważnie brzmiący, wręcz punk rockowy, utwór „Buy Me!”.

Na przeciwnym biegunie znajdują się melodyjne utwory, które idealnie wpisują się w beatlesowską stylistykę spod znaku Paula McCartneya. Do nich z całą pewnością należy zaliczyć utwory: „Back From My Trip” oraz bardzo udanie wieńczący to wydawnictwo „The Last Straw”. W połączeniu z mocnymi punktami płyty, jakimi są znane z EP-ki „Partial Exposure” nagrania: „Troubles In Heaven”, „Home Seek”, „Baby” i „Evolution”, stanowią one najbardziej smakowite kąski tego dosyć eklektycznego, ale w sumie udanego – podkreślmy to wszem i wobec – pop rockowego albumu.

 
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!