Dopiero po zrecenzowaniu najnowszej płyty grupy It, „Departure”, wpadł mi w ręce poprzedni krążek tego zespołu zatytułowany „Over & Out”. Ukazał się on w 2002 roku i zgodnie z tym, co napisałem w recenzji „Departure” został on nagrany przez zupełnie inny skład muzyków. Obok lidera It, Nicka Jacksona, zespół na tej płycie tworzyli Andy Jackson i James Johnson oraz liczna grupa muzyków sesyjnych.
Osoba Nicka Johnsona to najważniejsza postać w zespole. Myślę, że jest on swego rodzaju kontinuum zapewniającym ciągłość stylistyczną zespołu. Bo oto znając wysoki poziom kompozycyjny ubiegłorocznego krążka zespołu, w ogóle nie jestem zaskoczony, że na wydanej przed 8 laty płycie mamy do czynienia z fajnymi melodiami układającymi się w niezłe piosenki („Hang On Tom”, „Leaving The Planet”, „Coming Home” „Space Cadet Pt. 2”), ani też tym, że Jackson lubuje się w dzieleniu swoich kompozycji na części („Space Cadet”, cykl „Tunning In” – „Stay Tuned” – „Re-Entry”) i że mnóstwo miejsca w muzyce It zajmują pozamuzyczne efekty, głównie w formie telewizyjnych i radiowych dialogów, strzępków wiadomości czy też dźwięków strojenia radioodbiorników.
Wszystko to jest na tej płycie, a elementy te są ewidentnym dowodem na ciągłość stylistyczną zespołu. W porównaniu z albumem „Departure” jest jednak tego wszystkiego zdecydowanie więcej. Tych głosów i szumiących w tle innych efektów dźwiękowych jest naprawdę sporo. Trochę za dużo. Przez to, mam wrażenie, mamy do czynienia z albumem nieco przegadanym. W dodatku nawet najlepsze piosenki, które można wyłowić z tego medialnego szumu nie dorównują swoim poziomem tym, które zachwycały na płycie „Departure”. Niemniej jednak wyraźnie słychać w nich fascynację lidera zespołu dokonaniami Pink Floyd (circa album „Dark Side Of The Moon”), muzyką Rogera Watersa („Radio K.A.O.S.”) oraz niektórymi pomysłami Jeżozwierzy (okres płyt „Up The Downstair”, „The Sky Moves Sideways” i częściowo „Signify”).
Podsumowując, mamy tu do czynienia z albumem, który wskazuje na progres w poziomie wykonawczym i kompozycyjnym zespołu. Nie jest to płyta aż tak udana jak najnowszy krążek It, ale co warto podkreślić, nie jest ona utrzymana na takim poziomie, który mógłby ją kompletnie zdyskwalifikować. Pewnie gdybym oba krążki - „Over & Out” i „Departure” - poznawał w odwrotnej kolejności mój entuzjazm w przypadku omawianej dziś płyty byłby zdecydowanie większy. Ale wszystkich Czytelników, którzy dzięki niedawno prezentowanej w MLWZ nowej płycie zespołu połknęli bakcyla o nazwie "It” gorąco zachęcam do sięgnięcia także i po ten, wydany w 2002 roku, album.