Pain Of Salvation - Road Salt One

Przemysław Stochmal

ImageJeśli w listopadzie ubiegłego roku zabieg wydania przez Pain Of Salvation albumu EP, z którego większość materiału miała pojawić się na płycie długogrającej, mógł wydawać się zagadkowy, to po zapoznaniu się z muzyką wypełniającą pełnowymiarowy album zatytułowany “Road Salt One” można dojść do wniosku, że w taki właśnie sposób zespół chciał przygotować swoich fanów na zmiany. Wspomniany mini-album „Linoleum” sam w sobie brzmiał już w kontekście poprzednich dokonań grupy rewolucyjnie, ale mógł teoretycznie być traktowany jako mała próbka nowego brzmienia zespołu zawarta w kilku niedługich utworach. Jak się okazuje w praktyce, Pain of Salvation nie rozwija w znaczący sposób tego, co zostało zasygnalizowane na epce, „Linoleum” więc była rzeczywistą, jak najbardziej miarodajną zapowiedzią nowego oblicza Pain of Salvation.

Już sam fakt, że udało się zespołowi zmieścić w 52 minutach aż dwanaście kompozycji daje do zrozumienia, że muzyczny świat formacji Daniela Gildenlöwa sięgnął zupełnie obcych sobie do tej pory horyzontów. I tak jest w istocie – dla tych, którzy pokochali Pain of Salvation jako zespół progrockowy, bądź jako kapelę metalową, muzyka zawarta na płycie może okazać się sporym rozczarowaniem. „Road Salt One” jest zestawem niedługich piosenek, stanowiących, zgodnie z zapowiedziami, zwrot ku stylistyce lat 70. Pomysł, wydawałoby się, ciekawy, jednak sprostać tak określonemu zadaniu nie bardzo zespołowi się udało. Z pewnością w osiągnięciu tego celu miało pomóc nadanie co ostrzejszym utworom brudnego, garażowego brzmienia, skutki tego zabiegu jednak niestety raczej szkodzą muzyce, zamiast ją uatrakcyjniać.

Większość albumu zajmują proste, rockowe utwory, którym stylistycznie daleko do wcześniejszych dokonań grupy. Gdzieniegdzie zahaczają one o blues („Tell Me You Don’t Know”) czy specyfikę hardrockową („Linoleum”), niestety, nie są to porywające kompozycje, owszem, nie brakuje im feelingu, radości grania, ale w tych naśladujących muzykę lat 70. utworach zespół zadaje się zatracać swój charakter. Próżno szukać w nich  takich charakterystycznych dla Pain of Salvation rozwiązań, jak choćby okazałe gitarowe dialogi Gildenlöwa i Hallgrena czy rapowany wokal. Spośród tych prostych rockowych piosenek klimat dawnych nagrań udało się w pewnym stopniu zachować jedynie w nagraniu „Where It Hurts” oraz w zamykającym płytę „Innocence”, urozmaiconym  kakofoniczną wręcz, niedługą, aczkolwiek najdłuższą na płycie partią instrumentalną - bardzo daleko jednak temu nagraniu do pełnych rozmachu kod znanych z wcześniejszych płyt.

Mimo, że te proste, szablonowe wręcz rockowe piosenki stanowią o charakterze płyty jako całości, zespół na szczęście kilkanaście minut z czasu trwania albumu przeznaczył na tematy podnoszące artystyczną klasę tej w gruncie rzeczy bardzo zwyczajnej, jak na Pain Of Salvation, muzyki. Poza delikatną miniaturą tytułową oraz ciekawym, quasi-psychodelicznym walczykiem „Sleeping Under the Stars” najkorzystniej wypadają te utwory, które najpełniej nawiązują do stylistyki, jaką uprawiał zespół kilka lat wcześniej. Nagranie „Sisters”, planowane na singiel, to utrzymana w marszowym tempie prawdziwa perełka na miarę przepięknych ballad w stylu „Kingdom of Loss”, czy „Iter Impius”. Niedługi „Of Dust” jest zaś niemal powtórką z „Nauticusa” z płyty „Be”, z tym że znacznie bardziej przekonującą.

Naturalnym jest, że przy płycie tak odmiennej od swoich poprzedniczek, zdeklarowany fan formacji Daniela Gildenlöwa będzie szukał jak najwięcej śladów dawnego Pain Of Salvation. Niepokojący może być jednak fakt, że bronią się tu niemal jedynie te utwory, w których owe ślady da się łatwo odnaleźć. Choć zespół już nie raz pokazał, że stać go na wiele mniej lub bardziej odważnych eksperymentów w ramach wypracowanego stylu, tutaj jednak moim zdaniem poszedł za daleko, bo sam styl został diametralnie przeobrażony. Z pewnością za sprawą „Road Salt One” grupa narazi się na oskarżenia o strywializowanie własnej muzyki i próbę znacznego poszerzenia swojej publiczności, co zapewne również było celem dwukrotnego występu grupy w szwedzkich eliminacjach do konkursu Eurowizji. Kto wie, być może muzyce Pain of Salvation potrzebne jest takie „przewietrzenie” w postaci prostych, przystępnych piosenek. Osobiście nadal wierzę w wysokie artystyczne ambicje zespołu, który nawet do odegrania krótkiej partii gotów jest na Eurowizję przytargać oryginalny melotron, chociaż raczej nie liczyłbym na to, że planowana na październik, a więc zapewne w znacznej mierze już gotowa „Road Salt Two” okaże się płytą w pełni interesującą. „Road Salt One” niestety taką płytą nie jest.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok