Acid Rain - The Descending Line

Andrzej Rafał Błaszkiewicz

ImageNieczęsto mamy okazję posłuchać muzyki art rockowej i to bardzo wysokich lotów, jednocześnie pochodzącej z Ameryki Południowej, a ściślej rzecz ujmując z Argentyny. Naprawdę rzadko się to zdarza. Mam wprawdzie w swoich zbiorach kilka krążków z tamtych rejonów nagranych przez formacje takie, jak: Contraluz czy Nexus, niemniej jednak nie ma tego za wiele. Z tym większą przyjemnością przedstawiam wam krążek mało znanej, tak mi się przynajmniej wydaje formacji Acid Rain pt. „The Descending Line”. Album ten zachwyca swoim profesjonalnym brzmieniem, dojrzałością kompozycji, a także aranżacji i może się spodobać całkiem szerokiej w naszym kraju rzeszy zwolenników prog-metalu; muzyki spod znaku matematycznych łamigłówek muzycznych, których bez wątpienia ojcami chrzestnymi są panowie z Dream Theater.

Zanim jednak omówimy ów, ze wszech miar godny polecenia, album, pozwolisz drogi czytelniku, że choć w kilku słowach przybliżę Ci tę argentyńską załogę. Wszystko zaczęło się tak jak zwykle, jak wszędzie, także i u nas. Młody, zdolny, z głową pełną pomysłów, basista Ezequiel Giménez, wielbiciel rocka progresywnego, literatury, kochający wolność artystyczną i pragnący pisać muzykę będącą swoistą hybrydą tego wszystkiego, powołuje do życia Acid Rain. I jak to zwykle bywa, gromadzi wokół siebie grupkę muzyków pragnących pójść śladem pomysłodawcy. Czas jednak weryfikuje zapał i oddanie dla muzyki poszczególnych członków zespołu. Problemy z wokalistą i perkusistą każą błądzić, jak w każdym takim przypadku, po meandrach personalnych rozgrywek. W 2007 roku udaje się jednak skompletować naprawdę niezłą drużynę. Oto jej skład: wspomniany już założyciel, lider, i mózg zespołu Ezequiel Giménez grający na 6-strunowym basie i śpiewający w chórkach. Fernando Culen – gitary: elektryczna, akustyczna, a także gitara hiszpańska, to najnowszy nabytek, który zastąpił dotychczasowego gitarzystę Mariano Revilla’e. Andrés Blanco – instrumenty klawiszowe, Martin Magliano – perkusja oraz frontman, wokalista Sebastián Fernández, w zespole od 2007 roku. Używając określeń typu: „i tak jak to zwykle” chciałem pokazać, że żadne nadzwyczajne okoliczności nie muszą towarzyszyć powstawaniu przyzwoitych formacji.

Album „The Descending Line” z 2009 r. to pierwszy pełnowymiarowy album tego zespołu. Wcześniej ukazała się EP-ka, nagrana i wydana w 2006 r. nosząca tytuł „On Night Of Reflections”. Wydawnictwo otwiera nieco monumentalna kompozycja, stanowiąca swoiste intro dla muzycznych przemyśleń na temat życia, stanu umysłu i świadomości ludzkiej, zatytułowana „Doors Of The Mind”. I na tzw. „dzień dobry” wiemy, z jakim rodzajem ekspresji mamy do czynienia, jakie środki artystyczne proponuje nam utalentowana, argentyńska młodzież. To klasyczny progressive metal, pełen rytmicznych łamigłówek, z dużą dawką melodii i całym wachlarzem instrumentalnych możliwości członków zespołu. Na szczególną uwagę zasługują kompozycje: „Rough Spirit”, „Beyond Reality” i magnum opus tego tryptyku „Time To Plant Destruction”. Doskonałe harmonie wokalne, błyskotliwe solówki gitarowe, które czasem niczym eskadra czołgów wgniatają słuchacza w fotel. Bez zarzutu sekcja rytmiczna. Całość przypomina czasem do złudzenia krążek Dream Theater „Images And Words” i kompozycję „Metropolis”. Zresztą trudno się oprzeć temu porównaniu, słuchając całej płyty. Odnoszę wrażenie, jakoby kultowa, jak by na to nie patrzeć, płyta Teatru Marzeń, odcisnęła swoje piętno na brzmieniu i twórczości Acid Rain. W prawdziwy zachwyt wprawia jednak finał omawianej płyty. Dwie połączone ze sobą kompozycje: „Memory Waves” i tytułowa „The Descending Line” to prawdziwe perły na tym krążku. W pierwszej z wymienionych mamy niezwykły smaczek w postaci klimatu, zaczerpniętego, tak mi się zdaje, z muzyki flamenco. Hiszpańska gitara i kastaniety dodają tylko pikanterii tej muzyce, a sam finał w postaci tytułowej kompozycji, przypominającej epik DT „Learning To Live” to monumentalnie brzmiący utwór, godny najlepszych dzieł rocka progresywnego.

I choć wydawać by się mogło, iż w prog metalu niewiele zdarzyć się może, to gorąco polecam tę płytę. Choć roi się tu od cytatów z płyt Dream Theater, a także Symphony X czy nawet Van Halen (słuchaj klawiszy w utworze nr 2), to całość nie przytłacza, nie zwala na słuchacza bloków skalnych, które nie pozwalają nabrać oddechu. Dzieje się to poniekąd za sprawą długości owego albumu. Zespół nie skorzystał z pełnych możliwości czasowych, jakie daje płyta CD (album trwa niespełna 50 minut). A i nie bez znaczenia jest determinacja, z jaką muzycy grają ów materiał. To zaangażowanie jest słyszalne w każdej sekundzie płyty. Gorąco polecam, moi drodzy czytelnicy, tę płytę. Naprawdę warto. Ożywcza dawka prog metalu, zagrana przez prawdziwych facetów. Naprawdę, aż gotuje się krew.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Zespół Focus powraca do Polski z trasą Hocus Pocus Tour 2024 Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!