It Bites - This Is Japan

Artur Chachlowski

ImageGdzie te czasy, gdy wszyscy wielcy progresywnego (i nie tylko) rocka nagrywali swoje koncertowe albumy w Japonii? Lista jest zbyt długa, by przytaczać wszystkie przykłady (wymieńmy dwa pierwsze z brzegu, ale za to jakie: Deep Purple – „Made In Japan”, U.K. – „Night After Night”). Wydawałoby się, że te czasy już dawno odeszły w niepamięć (teraz pod tym względem, dzięki firmie Metal Mind, to Polska stała się taką „drugą Japonią”). Jednak w żywiołowym temperamencie mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni jest coś, co sprawia, że koncerty rockowe odbywające się w tym kraju stają się niepowtarzalnymi spektaklami wartymi uwiecznienia na srebrnych krążkach i marzeniem każdego rockowego twórcy jest wystąpić przed japońską publicznością, a następnie udokumentować swój występ albumem koncertowym.

Pamiętała o tym reaktywowana niedawno grupa It Bites, która 3 lipca ubiegłego roku wystąpiła w sali Shibuya O-East w Tokio. Po spektakularnym płytowym powrocie w postaci albumu „The Tall Ships” (2008), zespół ten wrócił także do czynnej działalności koncertowej. W tym celu do trójki muzyków, którzy w ubiegłym roku wskrzesili ten popularny brytyjski zespół (John Mitchell, John Beck, Bob Dalton) dokooptowano grającego na basie Nathana Kinga (ex-Level 42) i, jako kwartet, It Bites wyruszyli w świat, zahaczając o odległą Japonię – kraj, który pod koniec lat 80. XX wieku wręcz pokochał ich muzykę.

Tu mała dygresja. Warto wiedzieć, że wydany w 1988 roku studyjny album „Once Around The World” przyniósł grupie It Bites ogromną popularność w Kraju Kwitnącej Wiśni. Od tego czasu – jak się okazuje – popularność ta wcale nie osłabła.

Album „This Is Japan” jest pełnym, blisko dwugodzinnym, zapisem jednego koncertu, w trakcie którego grupa It Bites wykonała sporą część materiału z wydanej rok wcześniej płyty studyjnej, a także kilka nowych utworów, które nie zmieściły się na albumie „The Tall Ships”. Tak więc, mamy w programie tego wydawnictwa kilka absolutnie premierowych nagrań. Nie mogło też braknąć nagrań z żelaznego, a zarazem klasycznego, repertuaru grupy. Wyróżniają się w tym gronie trzy utwory pochodzące z najsłynniejszej płyty w dorobku It Bites. „Są to: „Kiss Like Judas”, „Midnight” i „Yellow Christian”. To one, obok wspaniale wykonanego na żywo epiku „This Is England”, chyba najbardziej zelektryzowały widzów, o czym można się przekonać po żywej reakcji publiczności. Japończycy najwyraźniej zakochani są w muzyce It Bites, znają na pamięć słowa i melodie, o czym świadczy choćby intonowanie pewnych motywów melodycznych (jak na przykład chwytliwego refrenu „Great Disasters” jeszcze przed rozpoczęciem tej piosenki), przez co „wymuszali” na zespole wykonanie akurat tej, a nie innej kompozycji, w danym momencie koncertu.

Na dwóch srebrnych krążkach znalazło się w sumie trzynaście utworów, będących reprezentatywną próbką dotychczasowego dorobku zespołu w wersji z oklaskami. Pierwszy krążek zawiera dziewięć stosunkowo prostych piosenkowych i przebojowych nagrań, a dysk nr 2 to zestaw czterech epickich kompozycji, w tym rozciągniętego do blisko dziesięciu minut utworu „The Wind That Shakes The Barley”, który w wersji live nabiera całkowicie nowego wymiaru. Na końcu zasadniczej części koncertu It Bites wspaniale wykonał utwór „This Is England”. Kapitalny finał tej kompozycji okazał się idealnym punktem kulminacyjnym całego występu. Publiczność oszalała. Żywiołowe oklaski nie miały wręcz końca. A właściwie miały, bo na bis zespół wykonał jeszcze „Calling All The Heroes”. Można by rzec, że członkowie zespołu pokazali Japończykom, że „to jest Anglia”, za co w rewanżu otrzymali od widzów aplauz godny stwierdzenia „to Japonia”. Stąd tytuł płyty, proszę państwa…

Muzyka grana przez It Bites często określana jest mianem „crossover prog”. Nie wiem, czy wyrażenie to znalazło już sobie odpowiednik w języku polskim, ale słuchacze znający dokonania tego zespołu wiedzą o co chodzi. Nieco uładzoną, melodyjną i mającą w sobie spory potencjał przebojowości muzyką, It Bites od lat zjednuje sobie sympatię słuchaczy – jak się okazuje – pod każdą szerokością geograficzną.

Dobrze, że zespół się reaktywował. Dobrze, że w 2008 roku, po kilkunastu latach przerwy, wydał bardzo dobrą studyjną płytę. Dobrze, że powrócił do działalności koncertowej i teraz uraczył nas tak udanym albumem live. Zachwyca on nie tylko profesjonalizmem wykonania, ale też doskonałej jakości, krystalicznie czystym dźwiękiem. Produkcja na światowym poziomie. Ale nie tylko to decyduje o pozytywnym odbiorze tego albumu. Bo stanowi on przecież doskonałą kolekcję najciekawszych utworów w dorobku zespołu zagranych na żywo, a także jest też świetnym potencjalnym wstępem do dogłębnego poznania muzyki It Bites. Ta uwaga dotyczy w głównej mierze tych, którzy nie znają jeszcze tej grupy, albo znają ją słabo. Polecam. Warto sięgnąć po to wydawnictwo. A potem koniecznie trzeba dotrzeć do płyt „The Tall Ships” i „Once Around The World”. I jeszcze do „The Big Lad In The Windmill” i „Eat Me In St. Louis”. Kawał historii brytyjskiego rocka.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!