Cusick, Paul - Focal Point

Artur Chachlowski

ImagePaul Cusick to artysta znany z prezentowanej na naszych łamach formacji o nazwie Riversea, a także pracujący przy realizacji solowych płyt Marka Atkinsona z grupy Gabriel.

Paul zadebiutował niedawno pod własnym imieniem i nazwiskiem wydając na płycie „Focal Point” dziesięć utworów swojego autorstwa (na krążku znajduje się jedenaście piosenek, z których jedna, „Touch”, wykonana jest w dwóch wersjach). Nie dość, że nasz bohater skomponował cały materiał, to jeszcze zaśpiewał i zagrał (za wyjątkiem perkusji) na wszystkich instrumentach. Bębny i talerze na „Focal Point” obsługuje Alex Cromarty, a w jednym utworze – wspomnianym już „Touch” – gra na nich znany z IQ, Neo i Frost*, Andy Edwards.

Tyle tytułem wstępu. A teraz o samej muzyce. Od razu powiem, że jestem pod ogromnym wrażeniem tej płyty. I myślę, że zachwyceni będą też miłośnicy twórczości grup Porcupine Tree, Blackfield, Stiltskin, Phideaux, ale też i muzyki takich megagwiadzd, jak Coldplay czy Nine Inch Nails. Wspaniałą cechą tego albumu jest to, że jego odbiór rośnie z każdym kolejnym przesłuchaniem. Za każdym razem wydaje się on być lepszy, ciekawszy, odkrywający przed słuchaczem nowe, nieznane wcześniej oblicze.

Album składa się z krótkich utworów, niektóre z nich połączone są ze sobą, tworząc nieco dłuższe tematy. Tak jest z otwierającym płytę nagraniem tytułowym, które łagodnie przechodzi w „Everblue”. Podobnie inny instrumentalny fragment, „Senza Tempo”, wydaje się być lirycznym wstępem do ekspresyjnej piosenki „Big Cars”. Utwory spokojne i nastrojowe przeplatają się tu z dynamicznymi. Te drugie, często przypominają twórczość Jeżozwierzy z okolic płyty „In Absentia”. Dotyczy to kilku nagrań: w pierwszej kolejności wspomnianego już „Big Cars”, ale i „Soul Words”, w którym harmonie wokalne do złudzenia przypominają to, do czego przyzwyczaił swoich fanów Steven Wilson. Skoro jesteśmy przy Wilsonie, to zwracam uwagę na utwór „Scared To Dream”, który wydaje się być żywcem wyjęty z którejś płyt… Blackfield. A że – jak doskonale to wiemy – na obu krążkach tego duetu nie ma praktycznie słabych piosenek, to „Scared To Dream”, który z czystym sumieniem stawiam na równi z takimi hitami, jak „Once”, „Epidemic” czy „Scars”, może śmiało urastać do rangi jednego z najciekawszych fragmentów albumu „Focal Point”.

Z kolei kilka innych dynamicznych utworów, jak „Everblue” i „Hold On” ma bardziej mroczny wydźwięk i osobiście przypominają mi one klimat niektórych piosenek Stiltskin z płyty „She”. Ewidentnie mają one w sobie coś z charakterystycznego stylu Wilsona (Raya).

Na przeciwnym biegunie znajdują się nastrojowe utwory, które nadają płycie „Focal Point” liryczny wydźwięk. Wyróżniłbym spośród nich nagranie „Fade Away” z delikatną linią fortepianu i smyczków w tle. W tle tej pięknej głównej linii melodycznej rozlegają się głosy dzieci. Daje to znakomity efekt podkreślający nostalgię płynącą z tego utworu. Innym przykładem jest przywoływany już przez mnie „Touch”. Mam wrażenie, że to z punktu widzenia Cusicka najważniejsze, a już na pewno najbardziej osobiste nagranie na tym albumie. Minimalizm użytych tu środków artystycznego wyrazu potęguje smutny wydźwięk tego utworu, w którym głosowi wokalisty i dźwiękom fortepianu towarzyszy tylko uporczywy „dialog” z automatyczną sekretarką telefonu, którego nie odbiera ukochana osoba. Sygnały dzwonienia, dźwięki dzwonków oraz wciskanych klawiszy wybierających numer i głos operatora przypominają pozadźwiękowe efekty tak spopularyzowane niegdyś przez Rogera Watersa na ostatnich z jego udziałem płytach Pink Floyd.

Z lirycznych utworów, które znajdujemy na tym krążku warto też wspomnieć o umieszczonej pod koniec płyty piosence „Hello”. Tu podobnie jak w „Touch” liczy się klimat i świetnie budowana przez zaledwie cztery i pół minuty, które trwa ten utwór, atmosfera. W tle miarowy, lekko przytłumiony odgłos perkusji przypominający bicie ludzkiego serca, gdzieś bliżej oszczędne dźwięki grane na fortepianie, jakieś dzwoneczki... I głos. A właściwie dwa głosy, choć oba należące do Cusicka. Jeden – przymglony, brzmiący tak, jakby to śpiewał Peter Gabriel, a drugi – przepuszczony przez vocoder, prowadzący z tym pierwszym swoisty „dialog”. Prawdziwe mistrzostwo w kreowaniu wspaniałego nastroju przy użyciu tak przecież minimalnych środków.

Album „Focal Point” naprawdę może się podobać. Szczególnie tym, którzy bezgranicznie zakochani są w muzyce Stevena Wilsona. To im polecam to wydawnictwo. Inni powiedzą pewnie, że po grupach Abigail’s Ghost i It mamy co najwyżej kolejną kopię brzmienia Jeżozwierzy. Lecz prawda, jak zwykle, leży gdzieś pośrodku. Nie ma się co spierać czy Cusick to wizjoner, czy naśladowca. Bo płycie „Focal Point” nie sposób odmówić prawdziwego uroku.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!