Yoso - Elements

Aleksander Gruszczyński

ImageYoso jest na pewno supergrupą. Nie jest to może odkrywcze stwierdzenie jak na początek recenzji debiutanckiego albumu zespołu, ale od czego innego można zacząć, skoro sam Billy Sherwood wyjaśniając genezę nazwy zespołu napisał, że „jest to supergrupa powstała z połączenia sił muzyków Yes i Toto, stąd nazwa: Yes+Toto=Yoso”. Pomimo to zespół już doświadczył kilku zmian w składzie. Na początku Yoso tworzyli: Billy Sherwood (Yes), Bobby Kimball (Toto), Tony Kaye (Yes) oraz Jimmy Haun i Jody Cortez. Dwaj ostatni w obecnym składzie zespołu zostali zastąpieni odpowiednio przez Johnny'ego Bruhnsa oraz Scotta Connera. Tym niemniej w nagrywaniu płyty brali jeszcze udział poprzedni muzycy.

A sama płyta wita nas interesującą okładką tak jakby trochę mieszającą obrazy znane nam z okładek Blackmore's Night oraz te autorstwa Rogera Deana. Wygląda to ładnie, nawet zachęcająco. Co więcej oddaje muzykę zawartą na płycie.

Album otwiera kompozycja „Yoso”, która jakby żywcem była wyjęta z płyty „Open Your Eyes” Yes. Pomimo, że uważam ten album za najsłabsze dokonanie tego zespołu, to nic nie chcę tutaj zarzucać utworowi „Yoso”. Wręcz przeciwnie, jest to bardzo ciekawa kompozycja, zawierająca zarówno elementy typowe dla radiowego singla jak i rockowy pazur. Idealnie nadaje aby otwierać koncerty zespołu, jak i promować debiutancki album w radiu.

Utwór numer dwa nosi tytuł „Path To Your Heart” i jest to klasyczny przykład rocka granego przez zespołu gatunku rocka „stadionowego” typu Foreigner czy właśnie Toto. Rockowa ballada, z powtarzanym refrenem oraz mówiąca o miłości. Kolejny materiał na hit. A dodając do tego świetnie brzmiące solówki Jimmy Hauna mamy utwór kompletny.

Trójka na płycie to „Where You'll Stay”. Utwór zaczyna się trochę jak ballada Supertramp, a trochę jak piosenka wyjęta z płyty... "Tales" naszego rodzimego projektu Circle of Bards. Taka rockowa power ballada, przy której zapalniczki zapalają się same. Dla mnie ulubiony utwór na płycie.

Następny w kolejce jest utwór „Walk Away”. W tej kompozycji wyraźnie słychać wpływ Billy'ego Sherwooda. Jednocześnie po raz kolejny swój kunszt pokazuje grający na gitarze Jimmy Haun. „Walk Away” mógłbym porównać do utworów zespołów takich jak Status Quo. Harmonie wokalne i solówki gitarowe znakomicie się uzupełniają tworząc kolejną wartościowo kompozycję na „Elements”.

Na piątej pozycji na liście utworów znajduje się „New Revolution”. Brzmi to jakbym słuchał Yes okresu „Big Generator” tylko lepiej, bardziej świeżo. Kolejna piosenka, na którą największy wpływ mieli chyba Billy Sherwood i Tony Kaye. Klasyczny rock w najlepszym wykonaniu, bo instrumentaliści są najwyższej klasy.

Numer sześć został przypisany połączeniu „Africa” Toto i „Wind of Change” Scorpions. Zaczynająca się gitarowym riffem ballada „To Seek The Truth” to kolejny utwór, który wręcz domaga się zapalenia zapalniczki. Jest to chyba najspokojniejszy moment na całym albumie. A trzeba jeszcze dodać, że tekst tego utworu jest chyba najbardziej zaangażowany, chociaż to pewnie zależy od interpretacji.

Kolejnym utworem na „Elements” jest „Only One”. Utwór najbardziej przypominający hity drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych. Nic nadzwyczajnego zarówno jeśli chodzi o ten album jak i o całokształt, ale mimo wszystko miło się go słucha.

„Close The Curtain”, czyli następny w kolejności utwór na debiutanckiej płycie Yoso, to jeszcze jedna kompozycja, na której słychać echa „Open Your Eyes” czy Circa: (jednego z projektów Billy'ego Sherwooda). Bez większych problemów można by go umieścić na dowolnym z tych albumów i niewątpliwie dobrze by się tam wpasował. Pobrzmiewają w nim też elementy zespołów typu The Police, zresztą jak na kilku innych utworach tej płyty. Mimo wszystko na „Elements” nie powala na kolana.

„Won't End Tonight” to utwór z „Union” Yes, także zmieszany z brzmieniem The Police okres „Regatta de Blanc”. Na początku lat 90. byłby to odkrywczy numer, teraz raczej powtarza ustalone schematy. Ale trzeba mu oddać interesujący pomysł z wykorzystaniem harmonijki ustnej oraz tradycyjnie znakomitą grę Jimmy Hauna.

„Come This Far” brzmi jak hołd oddany elektronice w rocku. Ale jednocześnie zawiera chyba najbardziej progresywne momenty na tej płycie. W połowie lat 80. murowany hit, teraz świetnie brzmiący numer. Nad tekstem można by trochę popracować, ale poza tym utwór niewiele ustępuje największym przebojom klasycznego rocka.

Przedostatni na płycie jest utwór „Time To Get Up” i zdecydowanie podrywa do tańca. Najbardziej dynamiczny na płycie, z świetnie brzmiącym tekstem, mówiący o muzyce i jej przeżywaniu. Utwór, który powinien zostać numerem jeden na listach przebojów, który dodatkowo ma w sobie takie progresywne smaczki jak solo na Hammondach. Szkoda tylko, że obecnie rynek muzyczny tak zaangażowanego utworu nie przyjmie. Idealny do zakończenia rockowego koncertu.

Album kończy najdłuższa kompozycja „Return To Yesterday”. Cichy, akustyczny riff otwierający utwór zapowiada, że będzie retrospektywnie. I tak jest. Utwór zawiera w sobie to co jest najlepsze w rocku stadionowym, jaki reprezentował Toto, rocku progresywnym reprezentowanym przez Yes lat 70., współczesnym rocku reprezentowanym przez zespoły takie jak Circa: oraz w muzyce supergrup typu Transatlantic. Ale pomimo wszystkich wspaniałości, które ten numer zawiera mógłby być krótszy. Niestety końcówka jest trochę monotonna.

Płyta „Elements” rzeczywiście przedstawia wszystkie żywioły rocka, a zespół Yoso nie bez powodu nazywa siebie supergrupą. Pięciu znakomitych muzyków, z których trzech było niegdyś członkami czołowych przedstawicieli rocka, a dwaj pozostali na pewno nie ustępują im umiejętnościami. Jak na razie dla mnie „Elements” jest płytą roku, bo zawiera w sobie masę energii, gigantyczną ilość rocka i pełno świetnej muzyki w najlepszym wykonaniu.

I na tym można by pewnie zakończyć tę recenzję, ale w pudełku z płytą „Elements” znajduje się jeszcze jeden krążek. Pierwsze wydanie albumu zawiera dodatkową płytę z nagraniami z wczesnych koncertów Yoso. Na tej drugiej płycie znajdują się największe przeboje Yes (m.in. "Owner Of A Lonely Heart"), Toto (m.in. "Rosanna") jak i kompozycje własne Yoso. Ciekawy dodatek, którego warto posłuchać bo brzmi to naprawdę fajnie, w szczególności, że zespół w sierpniu rozpoczyna amerykańską trasę koncertową, która jak do tej pory zawiera kilkanaście dat. Zapowiadana jest też trasa po Europie, więc jest szansa, że grupa zawita także do Polski.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok