Nie jest tajemnicą, że progresywny metal to gatunek nieobcy naszym sąsiadom zza zachodniej granicy, wszak z Niemiec właśnie pochodzi cała pokaźna grupa zespołów, które przez kilka bądź też kilkanaście lat zdołały wyrobić sobie własną markę i pozycję wśród światowej progmetalowej czołówki. Do grupy reprezentowanej przez takie formacje, jak Vanden Plas, Sieges Even czy Frameshift starał się dołączyć również i zespół Dante, wydając przed ponad dwoma laty debiutancki album „The Inner Circle” Zaprezentowawszy nań nie byle jakie muzyczne ambicje, muzycy postawili sobie za zadanie potwierdzenie, iż oto narodził się ścisły faworyt na progmetalowych scenach Niemiec.
Wraz z pojawieniem się na rynku drugiej płyty Dante, zatytułowanej „Saturnine”, okazuje się jednak, że szwungu wystarczyło pochodzącym z Monachium muzykom jedynie na ambitne, miejscami dość zuchwałe podejście do tworzenia materiału na debiutanckie dzieło. Utwory składające się na „Saturnine” w znacznym stopniu stanowią zaś próbę powielenia co bardziej szablonowych pomysłów znanych z pierwszej płyty. Wraz z rezygnacją z rozwinięcia ciekawszych rozwiązań z „The Inner Circle” kompozycje z „Saturnine” w rezultacie brzmią jako bledsze, mniej ciekawe podejście do podobnych założeń. Kompozycjom, choć solidnym i w większości wypadków zgrabnie poukładanym, brakuje animuszu, pewnego rodzaju muzycznej naiwności, jaka tu i ówdzie wybrzmiewała w utworach z pierwszej płyty. Wydaje się, że zespół, przygotowując materiał na drugi album, zbyt usilnie dążył do uporządkowania swojej muzyki, przedstawienia światu Dante jako w pełni dojrzałego przedstawiciela progmetalowego gatunku. Zgrabny, instrumentalny „Modal Acousma”, z pewnością pomyślany jako jeden z „killerów” na płytę, tak naprawdę niczym ciekawszym nie zaskakuje. Dążenie zespołu do stworzenia uporządkowanego, systematycznego progmetalowego dzieła miejscami natomiast poskutkowało fragmentami, za które zespół posądzić można wręcz o brak pomysłowości – zwłaszcza otwierający płytę „All My Life” brzmi jak dość sucha wymiana progmetalowych łamańców opartych na niespecjalnie błyskotliwych riffach z notabene ładną, aczkolwiek w ostatnich chwilach tej dwunastominutowej kompozycji już nieco nużącą melodią wyśpiewywaną przez wokalistę. Melodyjne, wpadające w ucho, miejscami romantycznie brzmiące partie wokalu w niewielkim stopniu rekompensują dość bezbarwną zawartość albumu jako całości, ozdabiając go zwłaszcza udanymi balladami „Drifting” i „Maybe One Day”.
Szkoda, że niemiecki Dante, czerpiąc z pomysłów, które złożyły się na ciekawy debiut „The Inner Circle”, zdecydował się korzystać z tych najbardziej szablonowych patentów, odrzucając za to co ciekawsze rozwiązania z debiutu, które tak naprawdę mogły stać się kartą przetargową w walce o miejsce na progmetalowych scenach, przynajmniej w Niemczech. Wydaje się zatem, że jeśli faktycznie ma przyjść czas na Dante, to jeszcze nie wraz z „Saturnine”.