Genesis - Three Sides Live

Przemysław Stochmal

Image"Duke” (1980) i „Abacab” (1981)  to tytuły, które wielu ortodoksyjnych fanów Genesis przyprawiają o ból głowy. Choć swoją zawartością tak naprawdę dopiero zapowiadały największe komercyjne hity zespołu, królujące na antenie MTV, to nagminnie już te właśnie, wydane na początku lat 80. albumy określane są jako sprzeniewierzenie się zespołu wobec progrockowych ideałów. Ta faktycznie znacznie prostsza, aczkolwiek również i świadcząca o „progresywnym” podejściu muzyków Genesis do własnego artystycznego wizerunku muzyka, w znacznym stopniu wypełnia trzeci w dorobku grupy album koncertowy, zatytułowany „Three Sides Live”. Jakkolwiek głośne byłyby jednak narzekania wszelkich malkontentów uznających jedynie Genesis lat 70., wobec tego albumu żaden fan zespołu przejść obojętnie nie może.

Słuchając „Three Sides Live” można dojść do wniosku, że jakikolwiek materiał nie zostałby przedstawiony w udokumentowanym na płycie okresie działalności zespołu, zabrzmiałby zapewne równie znakomicie. Album bowiem w swojej większej części jest uwiecznieniem trasy koncertowej odbytej w 1981 roku, a więc w czasie, gdy Genesis miał już ugruntowaną pozycję supergwiazdy, pewnej sprzedaży biletów na całym świecie, a także posiadał stały, znakomicie już zgrany skład koncertowy. Tę artystyczną pewność siebie i perfekcyjną synchronizację świetnie rozumiejących się muzyków doskonale słychać w muzyce wypełniającej „Three Sides Live”. Co znaczące, większość z zaprezentowanych na płycie utworów klasą wykonania przebija studyjny oryginał. I nie chodzi tu jedynie o kompozycje z wydanego w 1980 „Duke” – brzmiące kompletnie właśnie w wersji koncertowej przeboje „Turn It On Again” i „Misunderstanding”, czy znakomity progresywny duet „Behind The Lines”/”Duchess” z mistrzowsko zaprezentowanym wstępem do drugiej z tych kompozycji. Korzystniej, pełniej brzmią również zupełnie świeże, pochodzące z promowanej na tej trasie płyty „Abacab”, nagrania, zwłaszcza zaś utwór tytułowy, którego rozbudowana część instrumentalna stanowi jeden z najbardziej spektakularnych instrumentalnych fragmentów w koncertowej dyskografii zespołu.

Znakomite wersje utworów z dwóch płyt poprzedzających „Three Sides Live”, mogące zaspokoić również co bardziej wybredne gusta sympatyków Genesis, są jednak zaledwie częścią tego wydawnictwa. Poza pochodzącym z 1980 roku, dość co prawda przeciętnym wykonaniem „Follow You, Follow Me”, spośród starszych nagrań zespół do swojej setlisty koncertowej dołożył bowiem kilkunastominutową hybrydę „In the Cage”, „Afterglow” oraz fragmentów „The Cinema Show”, „Riding the Scree” i „The Colony of Slippermen”. Tak apetyczną składankę umieścił zaś na sam koniec tytułowych „trzech stron” winylowego wydania. Nagrania, które z lamusa zostały wyciągnięte już na poprzedniej trasie koncertowej, tu zyskały naprawdę fenomenalny wymiar. Collins jako etatowy wokalista wyśmienicie interpretuje niełatwą linię wokalu „In the Cage”, w pierwowzorze śpiewaną znaczniej mniej dynamicznie przez Petera Gabriela. Również i „Afterglow”, na „Wind & Wuthering” oraz „Seconds Out”, śpiewany przez wciąż jeszcze szlifującego warsztat, nie do końca pewnego wokalistę, tu, dzięki bardzo kreatywnemu sposobowi śpiewania Collinsa, osiągnął pełnię wyrazu - brzmi więc jak faktyczny podniosły, wzruszający finał. Strona instrumentalna finałowego medley jest natomiast równie porywająca – zwłaszcza godny podziwu jest Tony Banks z wielką pasją odgrywający kolejne klasyczne pasaże oraz niezrównany perkusyjny duet Thompson/Collins, który ze skomponowanymi dla utworów rytmami czyni na scenie istne cuda.

Co ciekawe, gdy płyta „Three Sides Live” pojawiała się w sklepach, jej brytyjskie wydanie, na przekór tytułowi, zawierało jeszcze jedną stronę materiału koncertowego. Złożyły się na niego nieco starsze nagrania: znakomity „One for the Vine” z trasy „Duke” oraz co prawda solidne instrumentalnie „Fountain of Salmacis” (wersja z 1978 roku) i „It/Watcher of the Skies” (tu jeszcze ze Steve’m Hackettem i Billem Brufordem), będące jednak dowodem na to, że nie wszystkie „gabrielowskie” utwory Phil Collins był w stanie zaśpiewać tak naturalnie i przekonywująco, jak choćby wspomniany „In the Cage”. Południowoamerykańskie i niektóre europejskie wydania, dosłownie traktując tytuł płyty, zawierały na czwartej stronie pięć nagrań studyjnych, pochodzących z sesji „Abacab” (wydane na singlu „3x3” przebojowe „Paperlate”, „You Might Recall” i nieco bardziej złożony „Me and Virgil”) oraz z sesji „Duke” (wyjątkowe perły pośród ballad Genesis - „Evidence of Autumn” i „Open Door”).

Choć „Three Sides Live” to w znacznej mierze dokument z trasy promującej album „Abacab” oraz jego poprzednika „Duke”, warto traktować tę płytę jako pamiątkę czasów, gdy Genesis w wersji live sięgał swoich artystycznych wyżyn. Jest to muzyka zespołu, któremu w dosłyszalny sposób granie przed publicznością jak również samo obcowanie i kontakt z nią sprawia wielką radość, a przy tym zespół ten z wciąż równie wielką, charakterystyczną dla prawdziwych artystów estymą podchodzi do prezentacji skomponowanej przez siebie sztuki na scenie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!