Eris Pluvia - Third Eye Light

Artur Chachlowski

ImagePod koniec 1991 roku ukazał się album „Rings Of Earthly Light” nikomu nieznanej wówczas włoskiej grupy Eris Pluvia. Odbił się on szerokim echem w świecie progresywnego rocka. Co ciekawe, płytą tą Eris Pluvia nie wpisywała się w falę niezwykle popularnego wówczas nurtu neoprogu, a raczej czerpała z dobrych tradycji włoskiej progresywnej szkoły (grupy Le Orme, PFM, Banco) nasycając swoją muzykę etnicznymi dźwiękami fletów, saksofonów, delikatnych partii gitar i przepięknymi melodiami. To była naprawdę świetna płyta i osobiście uważam ją za jedno z najciekawszych wydawnictw tamtego okresu. A trzeba pamiętać, że był to czas, gdy „młodzi progresywni” mnożyli się wtedy, jak grzyby po deszczu.

Niestety, niedługo po nagraniu tego albumu Eris Pluvia rozpadła się. Wokalista Alessandro Serri i saksofonista Edmondo Romano utworzyli grupę The Ancient Veil, z którą wydali jedną płytę długogrającą, a flecistka Valeria Caucino znalazła sobie miejsce w formacji Narrow Pass (na kilku płytach tego zespołu gościnnie występował też Romano), natomiast szyld „Eris Pluvia” odchodził w coraz większe zapomnienie.

Na szczęście teraz, po dziewiętnastu latach przerwy, ukazuje się nowy album tego zespołu zatytułowany „Third Eye Light”. Reaktywacji grupy podjęli się trzej muzycy występujący przed laty na albumie „Rings Of Earthly Light”: Marco Forella (bg), Paolo Raciti (k) oraz Alessandro Cavatorti (g). Do składu dokooptowali perkusistę Daviano Rotellę oraz grającego na akustycznych gitarach (a partii granych na tym instrumencie na „Third Eye Light” jest całe zatrzęsienie) wokalistę Matteo Noli. W charakterze gości na płycie wystąpiły też panie Roberta Piras (flety) oraz Diana Dallera (śpiew).

Z tą mocną ekipą na pokładzie Eris Pluvia przystąpiła do pracy nad krążkiem, który miał być kontynuatorem brzmień z wydanej przed blisko dwudziestu laty pierwszej płyty. I co? Udało się. Otrzymaliśmy bowiem na „Third Eye Light” kolejną porcję delikatnej i w większości akustycznej muzyki, z pastelowymi dźwiękami gitar, fletów, pięknymi melodiami, delikatnymi plamami granymi na fortepianie. To płyta o nieprzeciętnej urodzie. Pełna niespiesznej, bardzo przystępnej w odbiorze muzyki, a zarazem zdecydowanie wyróżniająca się (pozytywnie!) na tle tak licznie ukazujących się ostatnio tzw. „progresywnych” albumów.

Nowa płyta nie jest jedynie próbą stworzenia ciągu dalszego poprzedniego krążka. Są co najmniej dwa elementy, które rzucają się w oczy i które stanowią kontrast z tamtym wydawnictwem. Nie słychać bowiem na „Third Eye Ligot” saksofonów, co – pamiętając efektowne partie będące istotnym elementem brzmienia Eris Pluvia na pierwszej płycie – odrobinę mi przeszkadza. Jakby czegoś brakowało. Po drugie, na nowym krążku zespół wprowadził w swoją muzykę nieco cięższe, chwilami nawet prawie metalowe brzmienia, kompletnie nieobecne na debiucie. Rozumiem, czasy się zmieniły, prog rockowa muzyka przez ostatnie dwie dekady zdążyła się mocno zmodyfikować, ciężkie dźwięki w utworach „Fixed Course” i „Fellow Of Trip” osobiście wcale mi nie przeszkadzają i nie zaburzają eterycznego wydźwięku całej płyty, ale jednak wolę delikatne brzmienia z płytowego debiutu Eris Pluvii.  Na szczęście w większości utworów na „Third Eye Light” niepodzielnie królują nastrojowe, pełne nostalgii dźwięki fletów, fortepianów i akustycznych gitar, a nawet delikatnych orkiestracji. Wspaniale się tego wszystkiego słucha. I nawet, jeżeli na nowej płycie brakuje epickich kompozycji na miarę siedemnastominutowej przewspaniałej tytułowej suity z pamiętnego debiutu czy aż tak ślicznych miniaturek, jak „You’ll Become Rain”, to posłuchajcie proszę rozpoczynającego całość nagrania „Third Eye Light”. Toż to prawdziwy majstersztyk. Posłuchajcie niezwykle urokliwego „Rain Street 19”, w którym wokal Matteo Noliego autentycznie wznosi się na wyżyny, albo jego duetu z Dianą Dallerą w „Peggy”. Albo finałowego, pełnego smutku utworu „Sing The Sound Of My Fears”. Czy wspaniałego instrumentalnego drobiażdżku w postaci “Shades”. Albo najszybciej wpadającego w ucho tematu “The Darkness Gleams”. To wspaniałe utwory o nieprzeciętnej wręcz urodzie. Taka jest i cała płyta. Piękna, wspaniała i wyciszająca. Być może nie tak doskonała i ponadczasowa, jak „Rings Of Earthly Light”, ale uważam ją za jedną z najbardziej pozytywnie wyróżniających się premier 2010 roku.

PS. Płyta „Third Eye Light” jest koncept albumem opowiadającym o pewnej wystawie obrazów, której autorką jest niejaka Peggy. W rozkładówce digipaka znajduje się – niczym na pamiętnym genesisowskim „Baranku” – wydrukowana i, co warte podkreślenia, też bardzo zawiła historia, o której Eris Pluvia opowiada na tej płycie. Konkluzją całego konceptu jest ostatni obraz Peggy prezentowany na wystawie. Obraz będący faktycznie lustrem, w którym odbija się podobizna oglądającego oraz cały jego świat wraz ze smutkami, zmartwieniami i marzeniami. To lustro jest właśnie tym tytułowym „trzecim okiem”. Spojrzeniem na siebie samą/samego. Wszyscy jesteśmy Peggy?...

 
MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku