W materiałach informacyjnych towarzyszących płycie „Before An Audience Of Stars” przeczytałem, że Arise From Thorns „grają muzykę progresywna i akustyczną”. Ta mieszanka zaintrygowała mnie bardzo i od razu rozpocząłem uważne studiowanie muzycznej zawartości tego albumu. Jak się okazuje, to już druga płyta w dorobku tej amerykańskiej grupy, która rzeczywiście stara się tworzyć z lekka uduchowione, eteryczne klimaty. Ale czy progresywne? Czy akustyczne? Słyszymy tu echa twórczości Renaissance, Lacuna Coil, The Gathering, a nawet polskich grup Artrosis, czy Quidam. Może te wszystkie skojarzenia nasuwają się dzięki wokalowi Michelle Loose - pani obdarzonej całkiem miłym głosem. Co zadziwia to w gruncie rzeczy dość ponury i przygnębiający klimat samej muzyki. Jakby smutnej, depresyjnej, nie dającej żadnej nadziei. Ciężkiej, choć nie heavymetalowej. Poszczególne piosenki rzeczywiście budowane są tu w delikatny, akustyczny sposób, wokół cicho szemrzących syntezatorów, gitara brzęczy nie drażniąc ucha, nieźle współpracuje ze sobą sekcja rytmiczna. Smutek i nostalgia... To uczucia, które towarzyszą przy słuchaniu tego albumu. Nie jest to zła płyta, być może tylko pora roku nieodpowiednia. Bo mam wrażenie, że takich utworów, jak „Dreaming”, „Time Alone”, czy „Bluer Skies” powinno się słuchać późna jesienią, gdy za oknem zmrok, a padający deszcz i wiatr zrywają ostatnie liście z drzew.
Arise From Thorns - Before an Audience of Stars
, Artur Chachlowski