Pod koniec sierpnia swoją premierę miała debiutancka płyta zespołu Koi zatytułowana „In Tomorrow Hid Yesterday” wydana nakładem szwedzkiej wytwórni Progress Records. Jak sugerują materiały reklamujące album, coś dla siebie znaleźć mogą na nim fani nowoczesnego rocka progresywnego spod znaku Porcupine Tree, Oceansize czy Pineapple Thief. Trzeba przyznać, że wcale nie jest to chybiona opinia.
Myliłby się jednak ten, kto po w ten sposób zaaranżowanej reklamie uznałby, że szkoda poświęcać uwagi na kolejną kopię muzyki spod znaku znanych i lubianych na dzisiejszych artrockowych scenach marek, co więcej - takie określenie byłoby dla muzyki młodych artystów ze Szwecji krzywdzące. Nietrudno po zapoznaniu się z materiałem wypełniającym „In Tomorrow Hid Yesterday” przypomnieć sobie takie nazwy, jak właśnie Porcupine Tree czy Oceansize. Nie da się jednak w żaden sposób stwierdzić, że na płycie słychać muzykę starszych kolegów po fachu, z pełnym przekonaniem natomiast można dosłyszeć na niej ducha ich muzyki – jasne i oczywiste inspiracje zostały tu więc potraktowane bardzo twórczo, za co należą się słowa uznania dla grupy młodych Szwedów.
Co dodatkowo pozytywnie świadczy o pracy jaką włożyli członkowie Koi w stworzenie swojego debiutanckiego dzieła, to fakt, że prezentowana przez nich muzyka jest wyjątkowo wymagająca. Nietrudno zrazić się przy pierwszych przesłuchaniach do ich muzycznej propozycji, która początkowo może wydawać się nieco mdława i bezbarwna. Z jednej strony wrażenia tego typu jest w stanie powodować wątły głos wokalisty Patrika Anderssona, który jednak homogenicznie zgrywa się z tą w gruncie rzeczy bardzo eteryczną muzyką. Z drugiej strony jednak, i w przypadku faktycznie debiutującej formacji raczej trzeba czynić z tego zarzut, odczucia takie powodować może dość niemrawa, „przezroczysta” produkcja płyty. Z każdymi kolejnymi przesłuchaniami jednak album zyskuje nowych barw, charakteru – a trzeba przyznać, że do ich podjęcia skłaniają wyłaniające się z zakamarków jedenastu wypełniających album utworów liczne niuanse świadczące o dość bogatej muzycznej fantazji młodych twórców. Co ważne, owe niuanse sprawiają wrażenie, że zostały bardzo starannie wyselekcjonowane z, jak mniemam, dużo bogatszej grupy pomysłów – tak zatem w owej niemal godzinnej, delikatnie snującej się półsennej muzycznej podróży quasi-metalowe fragmenty, solowe partie wiolonczeli oraz rozmaite inne dźwiękowe niespodzianki znalazły swoje miejsce dokładnie tam, gdzie powinny je znaleźć.
„In Tomorrow Hid Yesterday” to płyta, której faktycznie młodzi muzycy ze Szwecji nie mogą się wstydzić. Określenie jej zniewalającym debiutem byłoby z pewnością lekką przesadą, jednak absolutnie warto poświęcić jej cenny czas – nawet jeśli będzie wymagała go faktycznie więcej aniżeli inne premiery. Choć zespół Koi, jako grupa zainspirowana „znanymi i lubianymi”, jest dobrym dowodem na to, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, to jednak wcale nie nazbyt naiwny wydaje się sprecyzowany przezeń muzyczny cel, jakim jest „udowodnienie, że jeszcze nie wszystko w muzyce zostało powiedziane”. Oby zespół kierował się tym mottem w dalszej karierze, nie powracając zbyt blisko macierzy własnych inspiracji.