Kiss - Music From The Elder

Janusz "Janus" Groth

ImageKiss to legenda muzyki rozrywkowej. Megagwiazda. Każda ich płyta sprzedaje się w wielomilionowych nakładach. Zdarzyły im się jednak wpadki. Bodaj największą był w wydany w 1981 album „Music from The Elder”. Płyta od lat zajmuje ostatnie miejsce we wszelkich plebiscytach na najlepszy album Kiss. Bez zagłębiania się w temat łatwo można by stwierdzić: kiepścizna. Po bliższym przyjrzeniu się sprawie, okazuje się jednak, że obok głosów krytyki, album ma wcale niemałą rzeszę wielbicieli. Tak, to płyta w dyskografii Kiss wyjątkowa. Do żadnej innej nie podobna. Jest tak inna, że dla większości fanów nie do zaakceptowania.

Grupa zdobyła popularność w pierwszej połowie lat 70. ostrymi, melodyjnymi, prostymi, opartymi na gitarowych riffach kawałkami oraz niesamowitym wyglądem i spektakularnymi koncertami z licznymi pirotechnicznymi i świetlnymi efektami specjalnymi. Kiss był największym i najbardziej kiczowatym rockowym cyrkiem.

Pod koniec lat 70. zespół zaczął szukać nowych środków wyrazu. Na albumach „Dynasty” i „Unmasked” sięgnął po elementy disco. „Dynasty” odniosła sukces, ale „Unmasked” już nie. Muzycy postanowili pójść w innym kierunku. Postawili na eksperyment. Wszak największe uznanie i najlepszą sprzedaż spośród studyjnych krążków osiągnął najbardziej złożony muzycznie „Destroyer”. Liderzy Kiss, Gene Simmons i Paul Stanley, opracowali projekt concept albumu. Teksty mówią o przygotowaniu młodego chłopaka (The Boy) do przeciwstawieniu się złu. O misji (Odyssey), jaka go czeka, aby pokonać największego wroga (Mr. Blackwell). Przygotowują go do tego Starsi (The Elders). Literacko niezbyt oryginalnie i trochę komiksowo. Takie połączenie „The Wall” z „Gwiezdnymi wojnami”. W zamyśle twórców, album „The Elder” miał być pierwszą częścią trylogii. Od strony kompozytorskiej i literackiej autorów wspomagali m.in. Bob Ezrin i Lou Reed. Do produkcji albumu zaproszono najlepszego z możliwych kandydatów - Boba Ezrina. Producenta wspomnianego multiplatynowego „Destroyera” i najważniejszego concept albumu w dziejach rocka, wymienionego już „The Wall” Pink Floyd. Do nagrania zaproszono m.in. chór i orkiestrę. Produkt finalny trafił do sklepów prawie równo 29 lat temu, 16 listopada 1981 roku. 

Już sama okładka sugerowała, że będzie to inna płyta. Obwoluty wszystkich dotychczasowych płyt Kiss zawierały zdjęcia lub rysunki członków zespołu. Już z daleka było widać kto firmuje krążek. Tym razem okładka wyglądała tajemniczo, przedstawiała dłoń sięgającą do kołatki umieszczonej na potężnych starych drzwiach.

Na płycie są tylko dwa dynamiczne rockowe utwory. Przebojowy, śpiewany falsetem przez Paula Stanleya, „The Oath” i porywający, instrumentalny „Escape From The Island”. Do miana hard rockowego mogą jeszcze predestynować utrzymany w stylistyce Rush „Only You” czy „Dark Light” z latynoskimi rytmami w środkowej części, a także finałowy patetyczny „I” z orkiestrowym zakończeniem. Reszta to w zasadzie ballady, czasem ostrzejsze jak „Under The Rose” czy mroczny „Mr.Blackwell”, a czasem spokojne i bardzo nastrojowe: „Just a Boy” oraz „A World Without Heroes”. Jeden utwór jest wyłącznie orkiestrowy - „Fanfare”. Orkiestra towarzyszy zespołowi w większości materiału, najlepiej słychać to w „A World Without Heroes” oraz pięknym, mogącym kojarzyć się z wcześniejszymi dokonaniami ELO, utworze „Odyssey”. Wszystkie kompozycje zostały świetnie zagrane i misternie zaaranżowane, większość nagrań jest ze sobą połączonych. Wiele tu efektów dźwiękowych, krótkich i sugestywnych gitarowych solówek, w większości utworów słychać wielogłosowe partie wokalne, syntezatory, nie brakuje i gitary akustycznej. Album „The Elder” tworzy bardzo zróżnicowaną, spójną muzycznie i wciągającą, całość.

Nie wgłębiając się w niuanse można powiedzieć, że płyta została zrealizowana przez Kiss jako duet Gene Simmons – Paul Stanley. Nowy perkusista, Eric Carr miał w zasadzie status muzyka sesyjnego i jego zdanie się nie liczyło, zaś gitarzysta Ace Frehely był przeciwny realizacji płyty. Uważał, że należy wrócić do rock’n’rolla, a nie tworzyć wydumane twory. Obrażony nieczęsto pojawiał się w studio.

Zawartość albumu była szokiem dla fanów Kiss. Nie tego się spodziewano. Z „The Elder” wykrojono kilka singli, lecz żaden z nich nie zdobył większej popularności. Ani dynamiczny “The Oath” ani ballada „A World Without Heroes”. Słaba, jak na Kiss, sprzedaż albumu (zaledwie 75 miejsce na liście Billboardu), a także nieporozumienia wewnątrz grupy spowodowały, że w obawie przed wpadką finansową po raz pierwszy w dziejach Kiss zrezygnowano z trasy koncertowej. Płytę promowano tylko w czasie kilku krótkich koncertów telewizyjnych. Po czym szybciutko nagrano kolejny, już rockowy krążek „Creatures of The Night”, na okładce którego znowu pojawiło się zdjęcie umalowanych muzyków. Dalsze części trylogii nigdy nie powstały.

„Music from The Elder” pozostaje najambitniejszym i najmniej znanym dokonaniem Kiss. W sumie jest tylko mało znaczącym incydentem w karierze tego zespołu. Zachęcam do sięgnięcia po tę urokliwą płytę. To wspaniała muzyka, a jej klęska polega chyba na tym, że ci, którzy mogliby ją polubić, w większości wywodzą się nie spośród fanów, a spośród przeciwników Kiss.

Wszystkich, których zauroczy „The Elder” zachęcam także do sięgnięcia po tym razem już w pełni hard rockowy album „Destroyer”. Kiss z Ezrinem robili wielkie rzeczy.

P.S. Celowo nie omawiałem kolejności nagrań na płycie, gdyż ta w różnych wydaniach była lekko modyfikowana. Najwłaściwsza i najciekawiej ułożona jest ta na zremsterowanym wydaniu kompaktowym z 1997 roku.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!