Anderson / Wakeman - The Living Tree

Aleksander Gruszczyński

ImageDziś będzie krótko i na temat, bo i czym zaskoczyć mogą nas Rick Wakeman i Jon Anderson występujący wspólnie? Rację mają ci, którzy mówią, że niczym, bo „The Living Tree” nie jest albumem jakiego można by oczekiwać od dwóch byłych członków Yes.

Wszystko zaczyna się od niezbyt udanej okładki przedstawiającej tytułowe drzewo. Kolory trochę za bardzo walą po oczach. Brakuje mi tu tajemnicy, którą panowie Anderson i Wakeman mogliby swobodnie wprowadzić na tym albumie.

Muzycznie jest to, tak jak można było się spodziewać, duet wokalu i akustycznych instrumentów klawiszowych okazjonalnie rozbudowywany przez chórki. Faktem jest, że gdyby była to solowa płyta Andersona lub Wakemana, to pewnie nawet tego byśmy nie mieli, więc trzeba się cieszyć z tego co zostało wydane. Zważając na problemy zdrowotne z jakimi ostatnimi czasy borykał się były wokalista Yes trzeba przyznać, że jego głos brzmi dobrze, ale już nie tak mocno i czysto jak chociażby na „Magnification”.

Jeśli moje narzekanie jeszcze wszystkich nie znużyło, to jest także nadzieja dla tego albumu, bo na pewno nie nadaje się on do rozbudzania. Jest za to idealny na długie jesienne i zimowe wieczory, aby się wyciszyć, zastanowić na mniej lub bardziej ważnymi rzeczami. To jest właśnie taka płyta: spokojna, skłaniająca do rozmyślań. Czy jest to wada, czy zaleta, to już trzeba ocenić samemu, słuchając jej we własnym domowym zaciszu.

Z tym albumem jest jeszcze jeden problem. Długo nie byłem w stanie wybrać utworu, który zostałby moim ulubionym. Żadna z kompozycji nie wybija się ponad inne. Urzekły mnie utwory: „23-24-11” (który opowiada o tym, że wojna nie jest rozwiązaniem), „Just One Man” oraz „House Of Freedom” (który mógłby być sequelem dla „Polonaise”). Nie są to kompozycje, które wybijałyby się muzycznie ponad górne stany średnie reprezentowane przez cały album „The Living Tree”, ale są wyjątkowe, każdy na swój własny sposób.

Mogę z czystym sumieniem polecić tę płytę fanom solowej twórczości Jona Andersona, najbardziej zagorzałym fanom Ricka Wakemana oraz osobom, które poszukują muzyki na długie zimowe wieczory, gdy za oknem szaleje śnieżna zamieć i wszystko na co można mieć ochotę, to usiąść przy świecach i wyciszyć się przy muzyce. Odradzałbym ją fanom Yes, nawet tego z ostatnich lat działalności w „tradycyjnym” składzie, bo może ich spotkać duży zawód. Na pewno nie jest to album dla każdego.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!