Strasznie długo czekaliśmy na nową płytę grupy Asgard. Po niezwykle udanych 4 albumach wydanych na początku lat 90. zespół na długie lata zapadł się pod ziemię i wydawało się nawet, że już nigdy nie usłyszymy nowych nagrań sympatycznych Włochów. Świadczyło o tym zaangażowanie poszczególnych członków zespołu w inne projekty (Ines, Aufklarung). Wreszcie, dość niespodziewanie i bez szumnych zapowiedzi mamy w ręku nowe dzieło tej kultowej już grupy. Ale czy to ten sam Asgard, co kiedyś? Na szczęście perturbacje personalne nie spowodowały wielkich zmian brzmieniowych. Ciągle w nowej muzyce Asgardu sporo jest rozbudowanych kompozycji, przenikających się progresywnych i progmetalowych akcentów, pięknych melodii i ciekawych pomysłów aranżacyjnych. Warstwa liryczna również utrzymana jest w starym dobrym stylu pamiętającym czasy płyt „Arkana” (1992), czy „Imago Mundi” (1993). A więc pełno tu skrzydlatych smoków, opowieści o rycerzach, elfach, wróżkach i druidach. Jednym słowem nowa płyta Asgardu z pewnością nie jest rozczarowaniem. Właściwie to jakiekolwiek zastrzeżenia można by mieć wyłącznie do wokalu. W zespole nie ma już Kikko Grosso. Na nowej płycie zastąpił go Ivo Gallo. I niestety jest to jedyna zmiana na gorsze. Fenomenalnego wokalu Kikko nawet z umiarkowanym powodzeniem nie byłby w stanie zastąpić chyba nikt na świecie. Dlatego przed Ivem stanęło bardzo trudne zadanie i chociaż na płycie „Drachenblut” dał on z siebie wszystko, to w kilku momentach musiał zawieść. Na szczęście instrumentaliści stanęli na wysokości zadania. Zarówno „stara gwardia” Alberto Ambrosi (k) i Chris Bianchi d’Espinosa (bg), jak i „świeża krew” w osobach gitarzysty Sergio Ghiotto (ex-Tea In Sahara) oraz perkusisty Petera Bachmayera grają wspaniale, a momentami wręcz porywająco. Nie sposób nie zakochać się w długich suitach „Quid”, „Initiation”, czy „A Lime-Leaf Was On His Back”, jak i nieco łatwiejszych w odbiorze, wpadających w ucho piosenkach „Danger!” i „Dragon’s Blood”.
Drachenblut to krew smoka. Smok i miecz to symbole pojawiające się na okładkach wszystkich albumów zespołu. Tradycją kolejnych płyt Asgardu jest to, że na okładkach zawsze widnieje tytuł następnego wydawnictwa. Tak jest i tym razem. Kolejny produkt Asgardu nazywać się będzie „Ragnarokkr”. Miejmy nadzieję, że będzie on równie smakowity, jak Krew Smoka i że nie będziemy na niego czekać 7 kolejnych lat.