Christmas 3

Conqueror - Madame Zelle

Paweł Świrek

ImageConqueror to włoski zespół grający art rocka. Jeszcze nie gościł na antenie MLWZ, choć zespół ma na swoim koncie aż 3 płyty („Istinto” z 2003r., „Storie furio dal tempo” z 2005 i „74 Giorni” z 2007 roku), a także pojedyncze utwory na albumach-tributach firmy Mellow Records, w tym jeden fantastycznie zagrany cover – „The Great Escape” z repertuaru Marillion dostępny na wydanym z początkiem tego roku albumie kompilacyjnym „Recital For A Season's End”.

Rzadko się zdarza, by zespoły z kręgów art rocka śpiewały w innym języku niż angielski. Włoski Conqueror należy do tych, co wykonują swe kompozycje w języku ojczystym. Śpiewa – jakże wspaniale – pani, która nazywa się Simona Rigano. Warto zapamiętać to nazwisko, bo głos ma wręcz zniewalający. „Madame Zelle” jest przepięknym albumem koncepcyjnym o najsłynniejszej kobiecie-szpiegu, Margarecie Geertruidzie Zelle, znanej pod pseudonimem "Mata Hari". Dużo tu brzmienia fletu, mellotronu oraz nawiązań do muzyki z końca lat 60-tych i 70-tych. Przeważają tu długie rozbudowane kompozycje, które dają nam prawie 66 minut wspaniałej muzyki. Można się tu dopatrzeć wielu nawiązań do wczesnej twórczości King Crimson czy Jethro Tull.

Płyta rozpoczyna się z lekkiego wyciszenia, po czym mamy długi, bo aż 14-minutowy przepiękny utwór "Margaretha" rozpoczynający się od fletu, a chwilę później pięknej spokojnej solówki gitarowej trochę przypominającej początek pierwszej płyty Riverside. A jak do tego jeszcze dojdzie klarnet, to jest już absolutnie cudownie. Nawet wokale w języku włoskim nie przeszkadzają. Po tym wybornym wstępie następuje 5-minutowy instrumentalny utwór „Indonesia”. Charakterystyczną cechą tego utworu są dźwięki sitaru. W kolejnych utworach mamy kontynuację piękna z pierwszego utworu, lecz są to już zdecydowanie krótsze kompozycje. Pod koniec utworu „#21” można usłyszeć ciekawe współgranie riffów gitarowych z fletem. Pozostałe utwory są utrzymane w podobnym stylu. Nie ma tu znacznych zmian nastroju, ale przez to, że poszczególne utwory zostały zagrane z prawdziwą finezją, płyta nie nuży przy słuchaniu.

Album kończy piękne solo gitarowe (w finałowym utworze „Ad occhi alti”), które mogłoby naprawdę trwać w nieskończoność. Ale niestety delikatne dźwięki fortepianu ucinają tą solówkę i definitywnie kończą cudowne 66 minut muzyki. Płyta naprawdę jest godna polecenia i to nie tylko fanom art rocka.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok