Karnivool - Sound Awake

Maurycy Nowakowski

ImageMiałem przyjemność skosztować kiedyś wina australijskiego. Dla mnie to była wyjątkowa egzotyka, bo nie sądziłem, że na Antypodach w ogóle robi się wino, w dodatku całkiem dobre. Pamiętam, że mimo niewygórowanej ceny miało dosyć bogaty bukiet i długi finisz, podczas którego różnorodne, delikatne owocowe posmaki tańcowały na języku igrając z kubeczkami smakowymi. Przełyk cieszyła lekkość trunku i kolorystyka bukietu. To było miłe urozmaicenie dla ciężkich, gęstych win hiszpańskich czy włoskich. Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że podobnym (pozytywnym) zaskoczeniem jest dla mnie płyta „Sound Awake” australijskiej (a jakże!) grupy Karnivool. Nie jest to żadne oryginalne granie, ale trzeba przyznać, że w świecie postprogresji Australijczycy odnajdują się znakomicie, podobnie jak tamtejsze wino, mają „bogaty bukiet” i „długi finisz”.

Jakie jest to granie? Mocno gitarowe, w składzie jest bowiem dwóch bardzo pomysłowych „wiosłowych” (nie ma klawiatur). Brzmienie określa więc aktywna sekcja (z często wyeksponowanym, nisko punktującym basem) oraz dialogi gitar. Gitarzyści długimi fragmentami potrafią drobić króciutkimi riffami, tworząc intrygujące pajęczynki, by po chwili huknąć ścianą dźwięku. Nad tą konstrukcją osadzony jest znakomity wokal serwujący ekspresyjne melodie. Całość sprawia wrażenie bogatego, konsekwentnego bukietu złożonego m.in. z pojedynczych kwiatków pożyczonych z ogródka Tool, The Mars Volta, Coheed and Cambria. Jeśli ktoś lubi te trzy wymienione szyldy, może spokojnie sięgnąć po Karnivool. To zbliżone brzmienia, konstrukcje i emocje.

Cieszy wszechstronność australijskich muzyków. Wykonawczo trudno im coś zarzucić, technicznie są sprawni, ale stawiają na emocje, więc pod tym względem jest rozsądnie. Kompozycyjnie też panuje rozsądek przejawiający się równowagą między utworami długimi, wymagającymi większej uwagi od słuchacza, a krótszymi piosenkami, które cieszą ucho chwytliwymi zaśpiewami i mogłyby powalczyć w radiu. Na płycie jest więc między innymi bardzo motoryczny, prowadzący nisko rzężącym basem i skontrastowanym, łagodnym wokalem „Simple Boy”, czy też niemal ascetyczno – akustyczny drobiazg, niespełna dwuminutowy „The Medicine Wears Off”. To z jednej strony. A z drugiej, w finale płyty czekają dwa długasy – „Deadman” i „Change” – które powinny bardzo ucieszyć fanów postprogowych minisuit, czerpiących bardziej z tradycji Toolowej niż Pink Floydowej.

Długi to album, przeszło siedemdziesiąt minut intensywnego grania, ale słucha się tego przyjemnie zarówno w całości, od ściany do ściany, ale też na wyrywki. Karnivool ma pomysł na siebie, sięgnął po dobre wzorce, sprawnie je wymieszał, dołożył własne „trzy grosze” i Tworzy przez duże „T”. Warto sięgnąć po „Sound Awake” i obserwować rozwój grupy, bo jest ona co najmniej obiecująca.
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!