Zespołu Pallas nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Jego płyty dość często gościły w audycji MLWZ („Beat The Drum” – 1998, „The Cross and the Cruicible” – 2001, „The Bliding Darkness” – 2003, „Dreams of Men” – 2005, „Moment to Moment”, a także wcześniejsze wydawnictwa „Arrive Alive”, „The Sentinel”, „Knightmoves”, „Wedge”). W ostatnich latach w zespole po raz kolejny doszło do zmiany wokalisty. Alana Reeda zastąpił Paul Mackie. Prócz nowego wokalisty kolejną zmianą jest logo zespołu, a raczej jego brak. Nazwa zespołu jest po prostu napisana drukowanymi literami. Jeszcze jednym novum jest okładka utrzymana w stylu science-fiction przedstawiająca jakieś mechaniczne monstrum, co jest w sumie sporą niespodzianką, jeśli chodzi o ten zespół.
Co przyniosły owe zmiany? Nowy wokalista obdarzony jest raczej przeciętnym głosem, śpiewa nieco ochrypłym wokalem i prawdopodobnie to był powód, by zespół skroił muzykę właśnie pod jego głos. Wedle hucznych zapowiedzi płyta miała być kontynuacją albumu „The Sentinel” z 1984 roku. Czy tak się stało? Trudno powiedzieć, gdyż płyta zaczyna się prawie jak „Beat The Drum”. Lecz po elektronicznie przetworzonych głosach mamy lawinę progresywnego metalu. Tak ciężkiej gry, jak w „Falling Down” i „Crash And Burn”, Niall Mathewson chyba nigdy wcześniej nie próbował. Nowością jest to, że Colin Fraser dość intensywnie używa twina w perkusji, a twin jest przecież charakterystycznym elementem zespołów metalowych (głównie black i death). Niewątpliwie usłyszeć tu można nawiązania do końcowych fragmentów płyty „The Sentinel”. Ale to dopiero w finałowych fragmentach nowego wydawnictwa.
Po dwóch niewiele różniących się od siebie intensywnych kawałkach, które są raczej typowym przykładem progmetalowego grania, mamy sympatyczną balladkę „Something In The Deep”. Może się ona kojarzyć z „East West” z „Sentinela”. Ochrypły głos Paula znakomicie pasuje do tego utworu. Nie wiem czy Alan Reed albo Euan Lowson daliby sobie radę z zaśpiewaniem w takim klimacie. Nawet Graeme Murray nie podjął się zaśpiewania tego utworu. Pod koniec słychać coś imitującego wiolonczelę, lecz w dość mocnym i ciężkim, aczkolwiek spokojnym wydaniu. Tu mogłoby się nasunąć porównanie do Apocalyptiki, lecz styl jakby nie ten. Niewątpliwie utwór „Something In The Deep” jest jednym z mocniejszych punktów albumu.
Tytuł kolejnego utworu - „Monster” - znakomicie pasuje do muzyki. Brzmienie potężne i ciężkie, choć utwór w sumie dość nijaki. Nawet wokale brzmią tu przeciętnie. Dopiero pod jego koniec pojawia się piękne solo gitary. Takiej solówki nie powstydziłby się nawet David Gilmour – przypomina ona trochę „High Hopes” z repertuaru Pink Floyd. Niestety tylko na chwilę, gdyż zaraz wraca rąbanka znana z początku utworu. Na szczęście na krótko, gdyż szybko zostaje zastąpiona przez solo klawiszy.
Piękne solo fortepianowe, a potem już syntezatorowe przechodzi w kolejny intensywny progmetalowy utwór - „The Alien Messiah”. Jest to kompozycja nieco ciekawsza od wcześniejszych, a wokalnie może się trochę kojarzyć z Rayem Wilsonem. Udawanie tego charakterystycznego wokalu całkiem nieźle idzie Paulowi, jednak do perfekcji ex-wokalisty Genesis brakuje mu sporo. Śpiewanie dwugłosowe też nie ratuje tego utworu. Za to trochę ratują go popisy gitarowe Nialla oraz piękne, delikatne solo klawiszy w środku numeru. I tu do głowy przychodzi mi refleksja: szkoda, że zespół tworzy tak nierówne utwory. Przeciętny słuchacz może się szybko zmęczyć intensywnością brzmienia, przez co niestety zignoruje najpiękniejszy środkowy fragment utworu.
Pierwsza część tytułowej kompozycji (w swoim podtytule nazywa się ona „XXV – Pt.1: Twentyfive Good Honest Men”) ewidentnie nawiązuje do płyty „The Sentinel” sprzed ponad ćwierć wieku. Można dopatrzeć się tu nawiązań do pamiętnych nagrań „East West” i „Atlantis”. Pomimo cięższego brzmienia mamy kolejną bardzo udaną kompozycję na płycie. Utwór został zaśpiewany naprawdę energicznie i tu wreszcie wokalista pokazał na co go stać. Wreszcie jest jakaś ciekawa linia melodyczna i nawiązania do płyty sprzed 25 lat (stąd pewnie tytuł nowego albumu: „XXV”). Kolejne nagranie, „Young God”, rozpoczyna się dość ostro i ciężko. Utwór jest moim zdaniem trochę wymęczony. Nawet solówki gitarowe sprawiają wrażenie zagranych trochę na siłę. Kolejną porcję ciężkich brzmień mamy w „Sacrifice”. Niestety, tej kompozycji znowu czegoś brakuje.
Po tym tak intensywnym graniu mamy dawkę ukojenia w utworach „Blackwood” oraz w „Violet Sky”. Ten pierwszy to krótkie instrumentalne intro, po którym następuje rozwinięcie pomysłu melodycznego w lirycznym „Violet Sky”. Można się tu doszukać nawiązań do King Crimson („Epitaph” – dzięki brzmieniom imitującym instrumenty dęte drewniane ze środkowej części utworu, „I Talk To The Wind” – głównie przez styl wokalu) czy nawet do kompozycji Pallas sprzed lat („March On Atlantis”, „East West”). Moim zdaniem jest to kolejny mocny punkt płyty. Powraca stary dobry Pallas sprzed lat. Szkoda, że tego utworu nie zaśpiewał Graeme Murray, który jest przecież obdarzony niezłym głosem, idealnym do takich utworów. I choć Graeme często udzielał się na poprzednich płytach Pallas jako „wokal uzupełniający”, tu niepotrzebnie milczy. Ale i bez jego śpiewu ta przepiękna kompozycja mogłaby trwać jeszcze długo. Wszystko co dobre szybko się kończy, ale na szczęście, po tym niezłym fragmencie, mamy świetny finał płyty, czyli drugą część tytułowego utworu. Rozdzielenie tytułowej kompozycji na dwie części jest bardzo podobnym zabiegiem do wersji CD albumu „The Sentinel”, gdzie długą rozbudowaną suitę „Rise And Fall” podzielono na pół. Kontrast pomiędzy pierwszą, a drugą częścią „XXV” oraz charakterystycznie porozrzucane akcenty do złudzenia przypominają rozwiązania z pierwszej i drugiej części „Rise And Fall”, lecz jednak wydaje się, że „XXV” jest nagraniem bardziej spójnym. Tym sposobem druga część kompozycji tytułowej stanowi znakomitą kulminację na zakończenie albumu. Co prawda powraca ciężkie brzmienie przypominające zespoły Rush i Asia, lecz taki mocny akcent znakomicie zamyka płytę. Wydaje mi się, że utwory „XXV Part 1”, „Blackwood”, „Violet Sky” i „XXV Part 2” mogłyby utworzyć podobną suitę, jak „Rise And Fall Part 1”, „East West”, „March On Atlantis”, „Rise And Fall Part 2” i „Atlantis” z płyty „The Sentinel”. A końcowe dźwięki przywodzą na myśl płytę „The Cross And The Crucible” – podobne chorały można było spotkać na tym pamiętnym albumie z 2001 roku.
Tym sposobem nowy wokalista, choć nie jest tak dobry, jak jego poprzednicy (może jest lepszy tylko od Craiga Andersona – pierwszego wokalisty Pallas), to jednak dzięki muzyce skomponowanej wyraźnie pod jego głos wyszedł obronną ręką z próby, jaką było nagranie albumu z zespołem Pallas. Szkoda tylko, że w końcowym efekcie otrzymaliśmy dość nierówne muzycznie wydawnictwo. Brakuje mi tu tego spokoju i harmonii znanych z płyt „Beat The Drum” i „The Cross And The Crucible”. Niemniej jednak polecam gorąco tą płytę wszystkim sympatykom zespołu Pallas. Dla nich jest jeszcze jedna gratka. Specjalne limitowane wydawnictwo „XXV” zawiera dodatkowy krążek DVD z fragmentami ubiegłorocznego występu tego zespołu w Loreley.