Przerwa w działalności Porcupine Tree, ogłoszona w zeszłym roku przez Stevena Wilsona, oficjalnie miała dać artyście czas na nagranie nowego solowego dzieła. Znając pracoholizm Brytyjczyka, można jednak było się domyślić, że czasu odpoczynku od macierzystej formacji nie poświęci on jedynie na tworzenie muzyki sygnowanej tylko i wyłącznie własnym nazwiskiem. Zanim bowiem ujawniły się pierwsze konkretne informacje na temat drugiej płyty Stevena Wilsona, wyznaczono na koniec marca datę wydania trzeciego krążka Blackfield.
Najprościej rzecz ujmując, wszyscy fani duetu zakochani w ładnych, na ogół smutnych melodiach, do których Blackfield zdążył ich przyzwyczaić, na „Welcome to My DNA” znajdą kolejną około czterdziestominutową porcję muzyki o dokładnie takim charakterze. Słuchając nowej płyty, momentami można wręcz odnieść znacznie wyraźniejsze aniżeli w przypadku poprzedniego albumu wrażenie, iż panowie Wilson i Geffen w niektórych piosenkach coraz bardziej zbliżają się do patentów kojarzonych jednoznacznie z określonymi nagraniami z wcześniejszych dwóch płyt. Doszukując się natomiast jakichkolwiek nowych akcentów, należałoby zwrócić uwagę, że znacznie częściej aniżeli kiedykolwiek dotąd miejsce przy mikrofonie przejmuje Aviv Geffen, zresztą tym razem jego wkład kompozytorski był jeszcze większy, niż na poprzednich krążkach. Z całą pewnością więc również i spod jego pióra wywodzi się dość niespodziewany, bo niemalże instrumentalny, momentami orientalizujący „Blood”, stanowiący całkiem interesującą bądź co bądź nowinkę. Czy to jednak nieco świeższe dźwięki, czy też niemal znajome melodie, właściwie do każdego utworu wypełniającego „Welcome to My DNA” można przywiązać się nie mniej, aniżeli do tematów znanych z „Blackfield” i „Blackfield II” - bo jak tu nie pokochać chociażby przeznaczonego na singiel, wyjątkowo pozytywnego „Waving”, czy nie zadurzyć się w „DNA”, który w sposób godny kontynuuje tradycję porywających, choć arcysmutnych kod albumów Blackfield?
Trzeci już album brytyjsko-izraelskiego duetu nie pozostawia wątpliwości, że Blackfield z góry został pomyślany jako dość specyficzny muzyczny projekt, którego podstawową cechą jest stylistyczna hermetyczność. Jestem przekonany, że panowie Steven Wilson i Aviv Geffen daliby sobie spokój, gdyby spostrzegli, że jego formuła wyczerpuje się – nowy album, „Welcome to My DNA” w pełni natomiast udowadnia, że póki co magia tej muzyki wciąż działa.