”Forsaken” to debiutancki album wydany, nagrany i stworzony przez jedną osobę – Bartosza Ogrodowicza. Mamy zatem do czynienia z jegomościem, który postanowił tworzyć zupełnie sam.
Muzyka Bartka pachnie Skandynawią. To bardzo przyjemne zapachy. Szkoda, że ten młody artysta nie zasila jakiejś grupy, mogłoby być potężnie. Klimat albumu utrzymany w stylu symfonicznego i progresywnego rocka. Nie nudzi, aranżacje są przemyślane i bardzo chwytliwe. Aż trudno uwierzyć, że Bartek sam nagrał klawisze, perkusję, bas i klawiszowe (czytaj: gitarowe) sola. Bardzo fajnie to wyszło i należą mu się duże brawa. Kilka słów o poszczególnych utworach. Na płycie znajduje się 11 kompozycji. Na pierwszy rzut idzie intro, które wprowadza nas do baśniowej, wręcz folkowej krainy smoków i tysiąca jezior, jest tu tak dużo przestrzeni, że wyobraźnia może zacząć płatać figle. Na drugi ogień idzie tytułowa kompozycja, „Forsaken”, która posiada bardzo chwytliwą część „refrenową”. Skandynawia rules! I zaraz potem kolejne zaskoczenie: kto tak pięknie gra na gitarce? – no tak, to Bartek, ale na… klawiszach – zaczyna się elegancki „Dream of Destiny”. Utwór bardzo symfoniczny, jest w nim moc i znów ciekawe solo. „Love” – ach miłość… Zapowiada się romantyczna balladka, coś do przytulania, klasyczne piano z wielką nostalgią, robi się poważnie… Nie smutno, lecz poważnie… „Belief” to kolejna propozycja, z fajnie ułożoną sekcją. Ach, ta perkusja plus bas! Podoba mi się, może prać!
„Judgement [part I]” i „Judgement [part II]” - dzwony, drzwi, schody, tupot, chore piano… Prawie film… Dobrze, że mamy drugą część utworu, zdecydowanie bardziej ożywioną. Wyobraźnia podsuwa obraz rycerzy na koniach mknących wśród kniei. Jest fajna fabuła pod dobry scenariusz… Dobra fabuła muzyczna. „Insomnia” - już na samym wstępie buduje się duża dawka emocji, by potem powolutku pchać temat do przodu i cóż … Bartek włączył progres. Bardzo charakterystyczny moment! To najbardziej progresywny kawałek z całej płyty. „Stone of Memories” - tu również jest przestrzeń, dobre tempo, świetny podkład do reszty. Z kolei „Hope” to przedostatnia propozycja, zaczyna się mocno, tajemniczo, słychać w niej troszkę elektroniki. Jest bardzo miło, przyjemnie i w tempie. Znowu podoba mi się! Jako bonus znajdujemy „Mury Czerni”. Ten numer chyba każdy rozpoznaje, a jak nie to… pomidor ;-).
Reasumując dokonania Bartka, muszę stwierdzić, że muzyka, kompozycje i aranże są bardzo zdecydowane, niebanalne, niezwykłe i ciekawe. Fajnie byłoby dać jednak prawdziwe „życie” tej sztuce, którą tworzy Bartek. Tak, to sztuka, która potrzebuje siły, by uderzyć z jeszcze większą potęgą i rozmachem. No i przede wszystkim pracy nad brzmieniem. Automatyczna perkusja, brak gitar i basu trochę dystansują ten produkt do całej reszty, dlatego interesującym przedsięwzięciem byłoby dograć do tego, co zrobił Bartek całą resztę, zrobić prawdziwy master, nasycić te utwory brzmieniem i ciężarem. Z pewnością dodałoby to tej muzyce wyrazu, kolorytu, mocy, a wtedy Skandynawia niech uważa… Nie wiem czy i jak daleko solowo zajdzie Bartek, życzę mu wszystkiego dobrego, bo widać tutaj spory potencjał, uczucia i technikę…
Szata graficzna albumu jest mocno mroczna, jest jakaś przestrzeń, niekończące się „drzwi”… Byleby prowadziły do przodu. Bartek, rogi w górę i naprzód! Kombinuj i walcz!