„Against Reason” jest trzecim studyjnym albumem grupy Credo, którą pamiętamy po pierwsze z zarejestrowanego w 2008 roku na DVD koncertu w Teatrze Śląskim w Katowicach, a po drugie z wydanej w 2005 roku bardzo dobrze przyjętej płyty „Rhetoric”. Album ten ukazał się aż 11 lat po debiucie „Field Of Vision”. O losach zespołu oraz o przyczynach, z powodu których nastąpiła tak długa przerwa pomiędzy albumami nr 1 i 2 można przeczytać w wywiadzie, którego niedawno naszemu portalowi udzielił lider Credo, Mark Colton.
Tak czy inaczej mamy wreszcie w ręku nowy krążek Credo i wypada zapytać czy ma on szanse, by powtórzyć sukces swojego poprzednika? Moim zdaniem ma, choć łatwo o to nie będzie, gdyż zapewne będzie on zawsze, mniej lub bardziej mimowolnie, porównywany z „Rhetoric”. No cóż, grupa Credo swoim poprzednim albumem bardzo wysoko zawiesiła poprzeczkę. Dlatego też zastanówmy się gdzie leżą plusy nowego materiału, dzięki którym można by upatrywać szans na to, aby album „Against Reason” zyskał sobie równie, a może nawet jeszcze bardziej przychylne, głosy słuchaczy i krytyków.
Nowy album jest równie długi (blisko 70 minut) jak ”Rhetoric”, zawiera 8 utworów (a więc o jeden mniej, choć z tym wcale tak do końca nie jest, gdyż jak pamiętamy na poprzedniej płycie niektóre nagrania układały się w pary tworzące całość: „From The Cradle…” i „…To The Grave” oraz „Too Late…” i „…To Say Goodbye”) i został nagrany przez identyczny skład muzyków: Mark Colton (v), Jim Murdoch (bg), Martin Meads (dr), Mike Varty (k) i Tim Birrell (g). Nad całością od strony produkcyjnej czuwał Mike Varty, który wraz z Jimem Murdochem jest też autorem projektu graficznego okładki. Symboliczne zderzenie prehistorycznego i supernowoczesnego stylu w architekturze (kamienne obeliski Stonehenge sąsiadują ze strzelistymi drapaczami chmur – patrz obok) znajduje swoje odbicie w muzyce, którą na „Against Reason” gra Credo. Być może nie jest to czysta synteza brzmieniowego nowatorstwa z odległą prehistorią, a raczej mariaż dobrej, solidnej tradycji ze współczesnymi pierwiastkami (neo) prog rocka.
Treść każdego z 8 utworów wypełniających program płyty „Against Reason” opatrzona jest w książeczce cytatem ze znanych postaci z niedawnej historii, który prawdopodobnie ma być swoistym mottem, a może lepiej komentarzem do tematyki poruszanej na płycie. Mamy więc tu słynne sentencje autorstwa Antoine’a de Saint-Exupery’ego, Shirley MacLaine, Blaise’a Pascala, George’a Orwella, Benjamina Franklina, Amelii E.Barr, a nawet fragment Księgi Liczb.
Album rozpoczyna 10-minutowa kompozycja „Staring At The Sun”, która od pewnego czasu udostępniona była przez zespół na jego stronie internetowej. Jak utwór ten nie porwał mnie wtedy, tak i teraz nie wzbudza jakiegoś szczególnego zachwytu. Niestety mam wrażenie, że zamiast dynamicznego przebojowego początku Credo zafundowało nam przegadany i w efekcie nieco zbyt rozlazły wstęp. To zdecydowanie słabsze otwarcie niż pamiętny hit „Skintrade” z albumu „Rhetoric”. Jako drugie pojawia się nagranie „Cardinal Sin”. Też długie (ponad 12 minut!), też opasłe i też pełne stylistycznych meandrów, dźwiękowych twistów i konstrukcyjnych zawiłości. Trzeci utwór, „Intimate Strangers”, też do krótkich nie należy – trwa prawie 9 minut. W ogóle sporo jest na „Against Reason” bardzo długich kompozycji. Właściwie to tylko instrumentalna kompozycja tytułowa oraz piosenkowe nagranie „Reason To Live” (oba mieszczące się w „radio-friendly” 3-4 minutowym formacie) stanowią jakąś przeciwwagę dla mocno rozbudowanych form muzycznych, które wypełniają program nowego krążka. Tytułowy instrumental to swoiste interludium umieszczone w połowie płyty, bardzo nastrojowe, oparte na akustycznej gitarze, będące wstępem, czy właściwie „ciszą przed burzą” poprzedzającą następujące po nim nagranie „Insane”. Zarówno z muzycznego (połamany, lekko orientalny rytm, niezła melodia refrenu i fenomenalna solówka na gitarze), jak i literackiego (krzyk rozpaczy przed negatywnym wpływem telewizji i w ogóle mediów na codzienne życie społeczeństwa) punktu widzenia stanowi ono jeden z mocniejszych punktów programu płyty. Cały zespół na czele z Markiem Coltonem prezentuje się w nim doprawdy znakomicie.
Drugi z krótszych utworów, ”Reason To Live”, to znów ładna, przyjazna uszom melodia i prawdziwy popis panów Varty’ego i Birrella. Nagranie to dowodzi, że Credo wcale nie musi pisać długich i rozbudowanych utworów, by ich muzyka prezentowała się stylowo.
Na końcu albumu zespół zamieścił dwa kolejne epiki. To żywioł, w którym Credo niewątpliwie czuje się najlepiej. „Conspiracy (MCF)”, a przede wszystkim „Ghost Of Yesterday” stanowią łącznie ponad dwudziestominutowy finał albumu. Finał – marzenie. W takim właśnie repertuarze i w takiej właśnie dyspozycji Credo wypada doprawdy znakomicie. Myślę, że sympatycy tej grupy, a wiem, że w Polsce ich nie brakuje, z zadowolenia aż przyklasną, ilekroć tylko rozlegną się dźwięki tykającego zegara zwiastujące początek i koniec kompozycji „Ghost Of Yesterday”. Moim zdaniem to jedno z najznakomitszych, o ile nie szczytowe osiągnięcie w całym dorobku tej brytyjskiej formacji. A gdy już wybrzmią ostatnie dźwięki tego utworu, to zawsze stawiam przy nim ogromny plus, w uszach słyszę słyszę ogromne brawa i… mam ogromną ochotę, by włączyć tę płytę od początku… Ogromnie udana kompozycja.
Pora na podsumowanie. Czy lepszy to, czy ciekawszy to album od tak bardzo powszechnie lubianej płyty „Rhetoric”? Czy grupie Credo udało się rozwinąć pomysły i trendy wyznaczone na poprzednim albumie? Czy płytą „Against Reason” zespół ugruntował swoją mocną pozycję na mapie brytyjskich wykonawców prog rockowych? Trzy razy TAK czy trzy razy NIE? Odpowiedzi na te pytania pozostawiam ocenie słuchaczy. Najlepiej samemu wyrobić sobie zdanie uważnie poznając muzyczną zawartość najnowszej płyty Credo. Ze stylistyką i sposobem muzycznej interpretacji preferowanej przez ten zespół jest tak, że mają one tyle samo zwolenników, co i wrogów. Sam, widząc wszakże pewne niedoskonałości albumu „Against Reason”, ustawiam się zdecydowanie po stronie tych pierwszych, licząc na to, że Mark Colton i spółka zagospodarują wciąż istniejący w ich produkcjach margines do doskonalenia i uczynią to znacznie szybciej niż na przykład za 6 kolejnych lat. Oby nie trzeba było aż tyle czekać na ich nowy album.