Co to jest? Zespół Atrium, płyta też nazywa się „Atrium”, na niej siedem kompozycji i… zero informacji w sieci. Jak łatwo się domyślić, Atrium to z całą pewnością zagraniczny band parający się art rockiem. Paczuszka dotarła z Portugalii, więc zapewne tam działa to combo. Album ma w tytule nazwę zespołu i datę „2011”, czyli zapewne mamy do czynienia z tegorocznym debiutem płytowym.
Płyta „Atrium 2011” nie zachwyca przede wszystkim brzmieniem. Pod tym względem jest wiele do życzenia. Gitary brzmią jak sto lat temu, a szkoda, bo solówki czy zagrywki czasem bywają bardzo interesujące. Są fajne klawisze i jest pan wokalista (Rui Godinho). Przykro mi, ale pierwsza kompozycja, „Doubts”, wokalnie mnie rozbraja i trochę zniechęca w ogóle to słuchania reszty. A mówią, że pierwszy kawałek to zwykle wizytówka całego albumu. Tu tak nie jest. Niestety do końca jest podobnie, pan wokalista śpiewa bez rewelacji, nawet stwierdzam, że czasami fałszuje, tak samo jak gitara (gra na niej Pedro Cravo), jakby chwilami nienastrojona. Zastanawiam się jak taki produkt w ogóle można wypuścić na rynek? Mamy 2011 rok, era techniki, nowych technologii, IT, itd. A tu produkcja jakby sprzed 20 lat: niedopracowana, niedopieszczona. Pod względem produkcji zatem nie polecam tej płyty.
Jako się rzekło: minus za produkcję. Stawiam plus za pasję. O okładce nie wspominam. Ponoć się mówi: nie szata zdobi człowieka, ale każdy na buty zwraca uwagę. Okładka jest beznadziejna… Na szczęście sama muzyka trochę lepsza.