London Underground to włoska grupa grająca instrumentalnego prog rocka z mocno wyeksponowanymi brzmieniami organów Hammonda. Tym samym wpisująca się w styl wczesnych lat 70. i, prawdę mówiąc, to słuchając płyty „Honey Drops” w ogóle nie odnosi się wrażenia, że to muzyka nagrana współcześnie. Właściwie tak w przypadku London Underground było od zawsze, już od pierwszego krążka (album bez tytułu wydany w 2000 roku), a także wydanego przed 8 laty, jakże wspaniałego, „Through A Glass Darkly”.
Płyta „Honey Drops” to już trzecia pozycja w dyskografii London Underground i – choć styl się nie zmienił – zespół przeszedł małą rewolucję. Personalną. Filarem grupy jest nadal grający na Hammondzie i melotronie Gianluca Gerlini, a oprócz niego w składzie jest jeszcze dwóch jego rodaków: perkusista Allesandro Gimignani i basista Fabio Baini. Muzyka tria jest teraz wyłącznie instrumentalna, ale wciąż mocno zakotwiczona w latach 60. i klimatach wczesnych lat 70. naznaczonych psychodelicznym rockiem, jazzem, bluesem i wczesnym rockiem progresywnym. Najlepszym tego dowodem jest sięgnięcie przez London Underground po mnóstwo kompozycji innych twórców pochodzących z tamtego okresu. Otóż, na „Honey Drops” – oprócz bodaj trzech oryginalnych kompozycji zespołu, mamy zestaw coverów takich wykonawców, jak Jethro Tull (“Dharma For One”), The Beatles (“Norwegian Wood” – choć trzeba przyznać że członkowie London Underground dość mocno przearanżowali i przeimprowizowali tę kompozycję, która w nowej wersji staje się, poza jej początkiem, praktycznie nierozpoznawalna), Arzachel („Queen St. Gang”), John Barry („Midnight Cowboy” – to tytułowy temat ze ścieżki dźwiękowej ze znanego filmu „Nocny kowboj” z Dustinem Hoffmanem i Johnem Voigtem w rolach głównych), Brian Anger („Ellis Island”) i jeszcze paru innych, mniej znanych artystów sprzed lat.
W efekcie wyszedł z tego przyjemny album, który z pewnością zadowoli sympatyków instrumentalnego psychodelicznego prog rocka, często określanego przez recenzentów mianem „retro-prog”. Mogą szczególnie podobać się partie grane na Hammondach i melotronach. Taki przyjemny muzyczny powrót do przeszłości…