Day's Work, A - A Home In The Rain

Artur Chachlowski

ImageJochem Van Rooijen (dr), Michiel Rietveld (bg, k), Maarten Appel (g), Paul Glandorf (v) oraz Martijn (g), czyli A Day’s Work to grupa pochodząca z holenderskiego Alkmaar. 1 lipca nakładem niezależnej wytwórni DAWA Music ukazał się trzeci, choć gdyby dobrze policzyć, to dopiero drugi pełnowymiarowy album zespołu. A Day’s Work zadebiutował w grudniu 2002r. płytą „Above And Within”, po której na początku 2004r. ukazała się czteroutworowa EP-ka „Drowning In What I Believe”. W międzyczasie zespół osiągnął dosyć wysoką pozycję na holenderskiej scenie rockowej, często koncertując w największych i najsłynniejszych salach Beneluxu.  Odbył też w tym czasie wspólne trasy koncertowe ze Snow Patrol, Cave In, a pod koniec ubiegłego roku A Day’s Work został zaproszony przez Marillion jako support na europejską część tournee „Not Quite Christmas Tour 2005”. Popularność zespołu ciągle rośnie, a jej oznaką jest niniejszy album, który ukazuje się u progu tegorocznego lata. Po kilkakrotnym przesłuchaniu tej płyty mam nieodparte wrażenie, że jest to wręcz wymarzony album na wakacje. Muzyka A Day’s Work to nieskomplikowane piosenki, nie silące się na jakieś zawiłości stylistyczne, czy pseudoambicje artystyczne. To rzetelnie i często zagrana z prawdziwym polotem spora dawka ambitnego melodyjnego rocka z łatwo wpadającymi w ucho tematami. Czas trwania płyty (40 minut) i rozmiary poszczególnych kompozycji (a jest ich w sumie 10) determinują rodzaj muzycznych przeżyć, które czekają na słuchacza po uruchomieniu tego krążka w domowym odtwarzaczu. Ale zastrzegam: brzmi on o niebo lepiej wypuszczony z discmana ze słuchawkami na uszach. Szczególnie gdy w słoneczny dzień leży się w  cieniu rozłożystych drzew, wokół zielona trawa, słońce, błękitne niebo i szklaneczka czegoś dla ochłody. I nie mówię tego z jakimś przekąsem, gdyż  bezpretensjonalne piosenki grupy A Day’s Work naprawdę bronią się same w każdych warunkach. Co w nich uderza, to fenomenalna wręcz produkcja. Czasami kojarzą mi się one z niektórymi piosenkami grupy Enchant, co nie powinno dziwić, gdyż barwa głosu Paula Glandorfa miejscami do złudzenia przypomina Teda Leonarda. Porównałbym je również do propozycji spod znaku grup Coldplay, Filter, U2, a nawet współczesnego Marillionu. Weźmy takie utwory, jak „A New Line”, „My Ambulant Caress”, czy „Words Of Goodbye” – to przecież stylistyka bardzo zbliżona do „Fruit Of The Wild Rose”, „Fantastic Place”, “Don’t Hurt Yourself”, a nawet “Dry Land”. Ten sam dojrzały klimat łagodnego rocka, podobny nastrój, zbliżona stylistyka. A więc mamy do czynienia z dobrze zagranym melodyjnym pop rockiem z elementami energicznego gitarowego brzmienia. Jest też na płycie „A Home In The Rain” nagranie zdecydowanie różniące się od pozostałych. To obligatoryjna patetyczna ballada „My Sad Day Ends” umieszczona na samym końcu albumu. Słyszymy w niej tylko wiolonczelę, gitarę i wokal, a właściwie duet wokalny Paula Glandorfa z gościnnie występującym tu wokalistą grupy The Beautiful Mess, Arjenem van Wijkiem. Chwyta za serce... Wakacyjna, wyciskająca łzy ballada. Piękna jak cała płyta. Naprawdę polecam.
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!