Pluto to pseudonim artystyczny norweskiego muzyka Pettera Guthe. Planety to towarzyszący mu w zespole muzycy: Sandra M.G. (v), Henri J. Greengrass Jr. (v, k), Martin Blystad (g, fl), Jon Krystian Lie (bg), Tomaš Kašpar (dr) oraz dodatkowo, w jednym utworze, „Ascension”, Kris Gutsǿnn grający na didgeridoo.
Działają w Oslo już od połowy lat 80., grając od początku swojej działalności melodyjnego rocka z wyraźnymi wpływami późnego Yes i Genesis, a także Vangelisa.
Pluto And The Planets AD 2011 to już jednak troszeczkę inny zespół. Zdecydowanie bardziej skoncentrowany na bogatych wokalnych aranżacjach i krótszych, kilkuminutowych piosenkach, w których pierwszoplanową rolę odgrywa gitara obsługiwana przez Pluto. A że potrafi on na niej grać jak mało kto, to w efekcie na płycie „3600 Of Wonder” mamy niezliczoną liczbę efektownych solówek, w których wyraźnie pobrzmiewają echa Wielkich Gitarowych Mistrzów: Hacketta, Gilmoura, Becka i Latimera. To pierwszy z wyróżników brzmienia zespołu. Drugim jest dwójka wokalistów, którzy, uzupełniając się wzajemnie, tworzą rozliczne wokalizy i harmonie. Urocze harmonie wokalne.
Trzecim istotnym dla zespołu elementem jest fakt, że perkusistą w zespole jest pochodzący z czeskiej Pragi, Tomaš Kašpar. I to w tamtejszym studiu nagraniowym Sona został nagrany niniejszy album. I proszę mi wierzyć, słychać to wyraźnie. Z jakiejś bliżej nieokreślonej przyczyny brzmienie zespołu na tej płycie wydaje się od samego początku takie jakieś… czeskie (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Choć wiadomo przecież, że Pluto And The Planets to formacja na wskroś norweska.
Program albumu „3600 Of Wonder” wypełnia 14 krótkich, 3-4 minutowych utworów. Część z nich śpiewana jest przez Sandrę, część przez Henriego, ale najwięcej jest takich piosenek, w których oboje udzielają się równolegle. Z tym, że generalnie odnosi się wrażenie, że na płycie jest jakby więcej wokalu kobiecego. Być może dlatego, że Sandra to bardzo wyrazista wokalistka, która posiada bardzo ciepły i melodyjny głos, o niemal dziecięcej barwie, co doskonale wykorzystuje w rozlicznych, bardzo słodkich i urokliwych wokalizach (zwracam szczególną uwagę na utwory „Ascension”, „The Humming Song”, „Vacuum” i częściowo „Encounter” - akurat w tym ostatnim wokalizy pojawiają się dopiero pod sam koniec tego nagrania).
Generalnie na płycie „3600 Of Wonder” panuje spokojna, zrelaksowana atmosfera. Piosenki snują się nieśpiesznie, ale niektóre, od czasu do czasu, swoimi ładnymi liniami melodycznymi radykalnie ożywiają atmosferę – tu wyróżnić można utwory „Gloomy Sunday”, „Wake Up”, „So Magic”, dwuczęściowy „Take Me Home”, a także większość z wymienionych powyżej instrumentali opatrzonych wokalizami Sandry. Jednak płyta, jako całość, zachwyca przede wszystkim spokojem, dostojnością i klimatycznym ciepłem. Co pewnie może trochę dziwić w przypadku albumu nagranego przez muzyków mieszkających w chłodnej przecież Norwegii.
Zresztą na płycie „3600 Of Wonder” Pluto i jego Planety nie tylko przełamują ten i inne prog rockowe stereotypy. Zgodnie z tytułem albumu, grają tak, że cuda, prawdziwe cuda, czają się dosłownie na każdym kroku. To po prostu taka cudowna kraina progresywnej łagodności. Polecam na ciepłe, słoneczne i zrelaksowane lato!