Przed 6 laty pisaliśmy na naszych łamach o poprzedniej płycie grupy Ex-Vagus „Ames Vagabondes”, teraz zajmujemy się nowszym, choć wydanym jeszcze w 2009 roku krążkiem pt. „Dream Object 5”. Jak się okazuje, jest to już piąty, nie licząc wydanego w 1999r. dema, album tego francuskiego zespołu. Ale pierwszy zaśpiewany po angielsku. I choć niektóre wcześniejsze płyty Ex-Vagus były rock operami, a więc dziełami, w których muzyka połączona była z tekstem literackim, to dopiero teraz każdy z 7 utworów wypełniających program albumu „Dream Object 5” jest głęboko zaangażowany w różne zjawiska i historie społeczne. Dla opowiedzenia o nich, autor słów wszystkich utworów i wokalista, Eric Vedovati, zdecydował się sięgnąć po najbardziej uniwersalny, jeżeli chodzi o przekaz muzyczny, język - angielski.
I nie wiem czy dobrze, że tak się stało, gdyż wyraźnie słychać jego mocny francuski akcent, a dodatkowo jego pełna ekspresji teatralna maniera emisji głosu może budzić sporo kontrowersji przy słuchaniu. Powiem wprost, sferę wokalną uważam za najsłabszy element brzemienia grupy Ex-Vagus. I choć płytę „Dream Object 5” oceniam jako całość znacznie wyżej od recenzowanej na naszych łamach poprzedniczki, to nadal nie jestem do końca przekonany, by z czystym sumieniem zachęcać do sięgnięcia po ten nowy materiał. Na pewno wymaga on od odbiorcy skupienia, cierpliwości, a chwilami nawet silnej woli, choć przynajmniej niektórzy zwolennicy neoprogresywnych klimatów na pewno dosłuchają się w nim kilku fajnych momentów.
Co od razu rzuca się w oczy, to epickość i wielowątkowość większości kompozycji. Aż 3 z nich to opasłe, wieloczęściowe, trwające po kilkanaście minut, suity. Z kolei najkrótszy a zarazem chyba najsłabszy w całym zestawie, otwierający płytę utwór „Trash Vortex” trwa aż 6 minut. Słychać w nim próby interakcji pomiędzy przestrojoną gitarą (gra na niej Xavier Le Loupp), a organami Hammonda (Dominique Barboyon). Efekt? Dość mizerny. Z kolei jeden z „długasów”, „Lostaway”, posiada nawet nieźle stopniowaną dramaturgię, od marzycielskiego wstępu na akustyczną gitarę i fortepian, aż po potężną galopadę akcentowaną przez rozpędzoną sekcję rytmiczną (Thierry Lesaffre – dr, Loic Consolin – bg). Ta kaskada dźwięków znajduje swój punkt kulminacyjny w ekspresyjnie zagranym gitarowym solo. Ten schemat zespół stara się zresztą powielać w prawie każdym kolejnym nagraniu. Z różnym skutkiem.
Nie ma na tym krążku prostych utworów. Ich struktura jest złożona, wymaga od słuchacza cierpliwości oraz totalnej zgody na częste zmiany nastrojów, tempa, muzycznego kolorytu i drażniącej uszy wokalnej ekspresji Vedovatiego. Słychać to wyraźnie nawet w tych utworach, które osobiście najbardziej przypadły mi do gustu: pięknej suicie „Stravinsky’s Gondola”, kończącym album epiku „The Clay Spirits” oraz w jednym z najkrótszych nagrań na płycie – „Some Fallen Dust”. Jest tu czego słuchać. Gdyby tylko nie ten wokal… I nie te krążące po meandrach melodyki rozwiązania brzmieniowe…
Wspomniałem, że wszystkie utwory na „Dream Object 5” w sposób zaangażowany opowiadają pewne ważne historie. Czego zatem literacko dotyczą poszczególne kompozycje? „Trash Vortex” mówi o zanieczyszczaniu mórz (to kolejna, po grupie PBII i jej płycie „Plastic Soup”, prog rockowa próba zwrócenia uwagi na ten problem), „Lostaway” to obraz zdehumanizowanego, industrialnego społeczeństwa, „The Conqueror’s Weapons” to wspomnienia o okrucieństwach ostatniej wojny, „Some Fallen Dust” mówi o skorumpowanej władzy politycznej, „Stravinsky’s Gondola” jest historią życia tego wybitnego kompozytora opowiedzianej przez… jego ducha, „Once Upon A Dime” to parodia bajek w stylu braci Grimm, a „The Clay Spirits” opowiada o odkryciu Nowego Świata i zagładzie rdzennych mieszkańców Ameryki.
Tyle o literaturze. By wyrobić sobie opinię na temat tego albumu, trzeba posłuchać muzyki. Niezdecydowanych i wątpiących po przeczytaniu tego tekstu, zachęcam do odwiedzenia strony internetowej oraz profilu MySpace grupy Ex-Vagus i wysłuchania próbek jej muzyki w postaci plików mp3. To chyba najlepszy sposób, by samemu zadecydować, czy tej płycie – jako całości – dać szansę, czy swój czas i wysiłek nie nakierować raczej na poszukiwanie innych, kto wie czy nie bardziej wartościowych, neoprogrockowców.
PS. Czas leci nieubłagalnie i już po napisaniu tej recenzji dotarła do na wiadomość, że grupa Ex-Vagus rozwiązała się i definitywnie zakończyła swoją działalność.