Mogador - All I Am Is Of My Own MaKing

Przemysław Stochmal

ImageJeszcze pod koniec ubiegłego roku działający we Włoszech międzynarodowy zespół Mogador wypuścił na rynek własnym sumptem swój drugi album, zatytułowany „All I Am Is of My Own MaKing”. Co prawda stwierdzenie, że przypominamy o tym wydawnictwie z kronikarskiego obowiązku byłoby może lekkim nadużyciem, niemniej jednak nie da się ukryć, że z przebojową premierą w przypadku tej płyty nie obcujemy.

„All I Am Is of My Own MaKing” to w swym formacie wzorowany na klasycznych, czterdziestominutowych albumach winylowych zestaw niedługich, przyzwoitych kompozycji zdradzających wpływy rocka progresywnego lat 70. Dla uszu progrockowych melomanów najbardziej wyróżniającym się elementem z dużą dozą prawdopodobieństwa będą liczne przejawy inspirowania się tria (Richard George Allen, Luca Briccola, Paolo Pigni) dokonaniami grupy Yes. Co ciekawe, owe, nazwijmy to, zapożyczenia, wydają się być raczej próbą wpisania „yesowych” motywów w całokształt własnej estetyki, jaką Mogador próbuje sobie wykształcić, nie zaś środkiem służącym do stworzenia muzyki kopiującej legendarny zespół. W związku z tym pojawiające się miejscami próby „podrobienia” brzmienia Yes nie wypadają kiczowato, ale warte są uszanowania, zwłaszcza jeśli chodzi o partie basowe – tu bowiem przekonywująco udało się przywołać zarówno brzmienie, jak i specyficzne konstrukcje bardzo charakterystycznych linii melodycznych gitary basowej Chrisa Squire’a.

„All I Am Is Of My Own MaKing” jest koncept albumem opowiadającej o historii z życia wziętej. Konkretnie o człowieku uwięzionym w windzie. Jednak poza solidnymi, ale jednak odtwórczymi elementami, niełatwo znaleźć na płycie Mogador fragmenty szczególnie godne uwagi. Fakt, gdzieniegdzie pojawiają się nieco ciekawsze fragmenty (jak klawiszowa koda instrumentalnego „Panic!”, czy następująca zaraz po niej, otwierająca nagranie „So Cold” „kaskadowa” partia gitary), jednak trwają one nazbyt krótko, bez szansy na ciekawe rozwinięcie. Szkoda pomysłu na „chóralną” partię wokalną utworu „One Day”, w którym wykorzystano dwadzieścia sześć ścieżek głosów członków zespołu, bo końcowy efekt niestety nie jest specjalnie zachwycający.

Ciężko na „All I Am Is of My Own MaKing” znaleźć całkowicie interesujące kompozycje. Być może, nieśmiało można by wskazać na tytułowy, nieco „beatlesowski” utwór, z nieco jazzującą partią saksofonu, czy delikatny, wspomniany „So Cold”, ale to zbyt mało, by płyta była w stanie na dłużej przyciągnąć uwagę. Niespecjalnie ciekawscy fani progrocka raczej nie znajdą tu zbyt wiele dla siebie.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!