Zespół Symphony X w ostatnich latach nie wykazuje szczególnej aktywności w tworzeniu i wydawaniu nowego materiału. Przedostania płyta grupy, zatytułowana „Paradise Lost” ukazała się pięć lat po wydanej w 2002 roku „The Odyssey”. W tym roku zaś, po kolejnych czterech latach, światło dzienne ujrzała najnowsza propozycja Amerykanów – „Iconoclast”.
Czy jednak tak długi czas oczekiwania na nowe wydawnictwa grupy ma odzwierciedlenie w potencjalnym rozwoju jej muzyki? Z jednej strony należy przyznać, że tak naprawdę amerykańska formacja wciąż „gra swoje”, stosując zestaw dobrze znanych patentów i pomysłów podobnych do tych, które na wcześniejszych płytach były znakami rozpoznawczymi jej stylu. Z drugiej strony, w natłoku nut i pod przygniatającym ciężarem proponowanego przez Symphony X materiału łatwo przy pierwszym spotkaniu z kompozycjami z nowej płyty przeoczyć pewną zmianę w stylistyce grupy, która tak naprawdę jest wyjątkowo istotna. „Iconoclast” bowiem potwierdza, iż w muzyce zespołu pojawiła się tendencja do uwalniania się od symfonicznych, czy raczej „symfonizujących” naleciałości, które nie tylko w pewnym stopniu definiowały styl grupy, ale i w sposób oczywisty wiązały się z jej nazwą. Tak naprawdę jedynie w nagraniu tytułowym, otwierającym nowy krążek Symphony X, pojawiają się tego typu rozwiązania – tak ubogie ich wykorzystanie z całą pewnością należy w muzyce grupy traktować jako nową sytuację.
Materiał składający się na program „Iconoclast” to również Symphony X wyraźnie próbujące ograniczyć inklinacje progrockowe oraz ukrywające swoje delikatne, wcześniej chętnie eksponowane oblicze. Co prawda znajdą się na płycie bardziej rozbudowane kompozycje, wśród nich quasi-balladowa kompozycja „When All Is Lost”, będąca kolejną w dyskografii grupy dublerką tego typu starszych utworów, jednak gros albumu stanowią utwory w zasadzie stricte metalowe. I mimo że każdy z nich zbudowany jest na schematach doskonale znanych i ogranych, to jednak w sumie stanowią one kawał solidnego, obdarzonego znakomitą dynamiką „męskiego” grania. Tyczy się to przy tym zarówno materiału w podstawowym zakresie, jak i limitowanej, poszerzonej o trzy kompozycje wersji albumu – wszak jest to płyta od początku do końca jakościowo wyjątkowo równa.
Niewykluczone, że dzisiejsze Symphony X coraz rzadziej będzie pojawiać się na językach i w odtwarzaczach sympatyków rocka progresywnego, skoro w taki a nie inny sposób ustala linię swojego rozwoju (choć być może lepszym określeniem byłoby tu ujednolicenie, czy uproszczenie stylu). Ktoś pewnie nawet zarzuci grupie artystyczny regres, ponieważ zamiast wprowadzać „nowe”, jedynie ogranicza ona to, co „stare”. Gdybym jednak został poproszony o polecenie stricte metalowych kompozycji grupy, z pełnym przekonaniem sięgnąłbym po świetnie brzmiące, pełne ognia utwory z „Iconoclast”.