Kalifornia, piękne palmy i wysokie dziewczyny w bikini… I zespół, który debiutuje produkcją zatytułowaną „Living Water”. Zespół, który nazywa się Time Horizon. Rock progresywny?... No tak, ale to jest rock progresywny chrześcijański. Wiemy skądinąd, że zespół wspiera ubogie wioski w Afryce, generalnie pomaga i chce pomagać swoją muzyką, i chwała mu za to.
Generalnie, brzmieniowo i aranżacyjnie muzyka Time Horizon brzmi tak, jakbym słyszał jakiś album utrzymany w stylu grupy Asia, może z nieco większą swobodą chwytliwości, czytaj: komercyjności i przebojowości.
Przyznaję, że warsztat tak młodej grupy jest bardzo interesujący, zarówno solówki gitarowe, jak i klawiszowe są na bardzo wysokim poziomie, technika jest na piątkę. Sporo tu fajnych, melodyjnych utworów: „Life Fantastic”, „Age Of Wonders”, Feel The Change”… Mój cichy faworyt, „Me Chili Caliente”, to na płycie pozycja numer 7 i jest to balladka o mocnych hiszpańskich korzeniach. Akustyczna. Polecam. Tym bardziej, że zaraz po niej mamy rasowy numer gatunku: „I Am Not Alone”. Wyraźnie słychać, że chłopaki z Time Horizon dają radę, bo muzycznie jest wybornie, pomysłowość kwitnie, a wykonanie takie, że aż ręce same składają się do oklasków. „Living Water” to debiut na mega plus. Czekam na kolejne produkcje i dalej podbijać mi tu nimi świat, proszę.