Debiutancki album Toby Hitchcocka to zbiór melodyjnych piosenek zawierających rockowe klimaty zbliżone do twórczości grupy Pride Of Lions, w której na co dzień Toby śpiewa. Szybkie chóralne utwory z ciekawymi refrenami poprzeplatane są z kilkoma balladami, co w sumie daje bardzo przebojowy album, w dodatku bardzo efektownie wyprodukowany.
Produkcją płyty „Mercury’s Down” zajął się Erik Martensson (Eclipse, WET). Wypełniona jest ona różnymi klimatami, zawiera nietuzinkowe aranżacje, dzięki czemu ta muzyka potrafi dostarczyć radości słuchania i pozytywnie wpływać na odbiorcę. Toby Hitchcock nadaje swoim piosenkom idealną równowagę, sprawia, że ta muzyka z całą pewnością dotknie i poruszy fanów melodyjnego rocka. Niezapomniane riffy, solówki oraz głos naszego bohatera sprawiają, że otrzymujemy nastrojową płytę, z którą spędzimy radosne chwile czerpiąc dużo przyjemności podczas słuchania wypełniających ją utworów.
Mam nadzieję, że muzyka z tej płyty znajdzie duże grono zwolenników, dla których nie tylko liczą się melodie i komercja, ale ważne jest też profesjonalne wykonanie i różnorodność dźwięków, mnogość poszczególnych instrumentów oraz ciekawy wokal wzbogacony dodatkowymi efektownymi chórkami.
Harmonia, jaka panuje pomiędzy muzyką a wokalem, a także odpowiednie tempo utworów, przyciągają słuchacza od pierwszych minut odtwarzania tego krążka i powodują, że chętnie korzystamy z funkcji „repeat all‘’ po wysłuchaniu ostatniego, tytułowego kawałka na płycie.
Na albumie „Mercury’s Down’’ odkryjemy sporo ciekawych i fajnych od strony muzycznej brzmień, które pozwolą miłośnikom melodyjnego, czasem ostrzejszego, rocka cieszyć się tym debiutanckim wydawnictwem Hitchcocka i jego emocjonalnym wokalem. Trudno jest wyróżnić którykolwiek utwór z dwunastu, jakie znajdują się na tym srebrnym krążku. Każdy bowiem jest pełen pięknych romantycznych, zapadających w ucho melodii, które będziemy sobie nucić słuchając tej muzyki.
Toby powiedział o tej płycie tak: „…kocham każdy jej kawałek, każda piosenka jest pełna pasji i emocji, a wszystkie one są po prostu niesamowite…” i trudno się z tym nie zgodzić. Myślę że to dobry moment na taką muzykę, jaką Toby przedstawił na „Mercury’s Down” i chyba jeszcze nie raz - dzięki firmie Frontiers Records, która wydała ten album - usłyszymy jego głos na kolejnych płytach solowych lub z zespołem Pride Of Lions. Toby H. i E. Martensson dali przykład jak stworzyć wspaniałą rockową płytę płynnie balansując pomiędzy przebojowością poszczególnych utworów, wzbogacając je mocniejszymi i szybszymi gitarowymi dźwiękami przez co zyskały one wyrazistego, ostrzejszego wyrazu, powodując wielokrotnie szybsze przytupywanie nogą w trakcie słuchania tych nagrań.
Jeśli już mamy ochotę posłuchać muzyki, która jest składową chwytliwych rockowych piosenek, to szczerze polecam „Mercury’s Down”. Można tego słuchać, słuchać i słuchać. Ta doskonała muzyczna propozycja na zakończenie lata rozgrzewa nas i wprawia we wspaniały rockowy nastrój przed nadchodzącą jesienną melancholią.
A wracając na koniec do bohatera tej recenzji, to warto wiedzieć, że Toby Hitchcock urodził się w Kokomo w 1977 roku, pochodzi z muzycznej rodziny, w której wybrzmiewały dźwięki muzyki gospel, od młodzieńczych lat śpiewał z rodzicami i siostrą doskonaląc swoje muzyczne zainteresowania. Nagrał trzy płyty z zespołem Pride Of Lions: „Pride Of Lions”, ”Roaring Of Dreams” i „The Desting Stone” i prawdopodobnie kolejnej płyty z tym zespołem możemy spodziewać się już w przyszłym roku.