Cosmograf to progrockowy projekt muzyczny utalentowanego, brytyjskiego multiinstrumentalisty Robina Armstronga, który czerpie wiele swoich inspiracji z twórczości Rogera Watersa, Davida Gilmoura i Stevena Wilsona. Staje się to oczywiste w trakcie słuchania wielu efektów na tym ciekawym i interesującym albumie pt. „When Age Has Done It’s Duty”, który ukazał się 5 września 2011r. nakładem firmy Festival Music. Przypominamy też, że w 2009 roku pisaliśmy na naszych łamach o poprzedniej płycie Cosmografu - “End Of Ecclesia”.
Na swojej nowej płycie zespół zamieścił osiem propozycji muzycznych. "When Age Has Done Its Duty" to koncept album, opowiadający o procesie starzenia się, osobistych doświadczeniach dorastania i ich wpływie na ciało i umysł. Bardzo ważną rolę odgrywają teksty. Mówią one o narodzinach, dojrzewaniu, starzeniu się, umieraniu, a nawet, jak ostatni na płycie utwór „Dog On The Clee”, o życiu po śmierci. Świetna jest kompozycja tytułowa, w której najpierw Tom O’Bedlam recytuje wiersz „Growing Up” Matthew Arnolda, następnie Steve Thorne (to jego gościnny udział w tym jednym utworze) śpiewa tekst o przemijaniu, a całość kończy się niespodziewaną i optymistyczną w swojej wymowie puentą w postaci głosu nagranego na automatycznej sekretarce przez 78-letniego mężczyznę. Zresztą takich niespodzianek jest na płycie „When Age Has Done Its Duty” więcej. Co ważne, albumu trzeba słuchać w całości. Tylko wtedy można dotrzeć do sedna jego mądrego przesłania.
Wydawnictwo zostało napisane i wyprodukowane przez Robina Armstronga, a partie perkusji zrealizowane przez inżyniera dźwięku Roba Aubreya (znanego ze współpracy m.in. z IQ, Transatlantikiem czy Spock's Beard) w Aubitt Studios. Gościnnie na płycie pojawiają się: Bob Dalton (perkusista grupy It Bites), Steve Thorne, Lee Abraham (ex-basista grupy Galahad), Simon Rogers (gitarzysta formacji Also Eden), Steve Dunn (basista Also Eden), Luke Machin (gitarzysta The Tangent), Huw Lloyd-Jones (wokalista Unto Us) i Dave Ware. Można jednym słowem powiedzieć, że wykonawcy biorący udział w nagraniu tej płyty do debiutantów nie należą. Potwierdza to zresztą, obok ich dorobku, ta właśnie produkcja. Moim skromnym zdaniem na szczególną uwagę zasługuje gitarzysta, jego solówki, a w szczególności smaczki gitarowe. Płyną one niczym potężny Dar Pomorza po oceanach dźwięków.
Elementem bardzo przyciągającym i odzwierciedlającym tytuł płyty, charakter muzyki prezentowanej na niej, jest okładka tego wydawnictwa. We wnętrzu muzyki rozpościerają się charaktery prosto z kosmosu. Owa produkcja jest bardzo interesująca, ciekawa dokładnie przemyślana. To fajnie brzmiący album. Spośród wszystkich wydawnictw Robina, ten jest zdecydowanie moim faworytem, gdyż jest spójny, zwarty i jednolity. Jest duża poprawa w porównaniu do wcześniej wydanych. Zresztą obecność zaproszonych gości również potwierdza podejście i zaangażowanie pomysłodawcy – autora tej ciekawie brzmiącej muzyki.
Ta płyta ma swój klimat. Ma mnóstwo smaczków, jak często i ciekawie wykorzystywane pozamuzyczne efekty czy zaskakujące partie instrumentalne (delikatnie brzmiąca akustyczna gitara w „On Which We Stand” – palce lizać!), ma ciekawe rozwiązania formalne i zawiera mnóstwo genialnych pomysłów muzycznych. Idealnie słucha się jej głośno, idealnie się przy niej marzy z zamkniętymi oczami… To album godny uwagi każdego fana progresywnego rocka. Zresztą przekonajcie się o tym sami na kanale YouTube, gdzie znaleźć można zapowiedź płyty „When Age Has Done Its Duty”, do obejrzenia której zaprasza… Agnieszka Świta z Caamory.