Anekdoten - Nucleus

Przemysław Stochmal

ImageWydanym w 1993 roku debiutanckim albumem „Vemod” muzycy szwedzkiego Anekdoten udowodnili, że w bardzo przekonywujący sposób są w stanie wskrzesić ducha nagrań King Crimson z lat 70. Pracując nad drugim krążkiem musieli być świadomi, że kolejna taka płyta może skazać ich na zawsze na miano imitacji wielkich poprzedników. Musieli być również z całą pewnością przekonani o własnych siłach twórczych, bo album jaki udało się stworzyć okazał się płytą ze wszech miar udaną, prezentującą grupę obdarzoną własnym, silnym charakterem.

Na „Nucleus” pod niemal każdym względem grupa postąpiła o krok naprzód. Wpływy muzyki King Crimson, na debiucie sprowadzające się do ciągłego ulegania pokusie tworzenia i grania na taką właśnie modłę, tutaj stanowią raczej impuls do kierowania się specyficznym sposobem kompozytorskiego myślenia. Pomni nauk Roberta Frippa, tym razem nie krępując się powinnością niemal całkowitej „lojalności” wobec klasycznych schematów, Szwedzi w zupełnie odważny, ale i pozbawiony debiutanckiej naiwności sposób, połączyli wodę z ogniem, jeszcze cięższe niż na „Vemod” patenty kojarząc bez żenady z coraz liczniejszymi delikatnymi taktami, tworząc progresywne kompozycje znaczniej mocniej zapadające w pamięć, aniżeli poszczególne utwory z pierwszej płyty.

Subtelne fragmenty zaaranżowane na instrumenty analogowe, począwszy od „Nucleus” stały się jedną z charakterystycznych cech Anekdoten – wystarczy odnieść chociażby hipnotyczną część pierwszą „Book of Hours” do całego grona nagrań z późniejszych płyt, by dojść do wniosku, że to właśnie na drugiej płycie narodził się właściwy „styl Anekdoten”. Rola delikatnych fragmentów nie sprowadza się tu jednakże jedynie do generowania kontrastów w progresywnych kompozycjach. Na „Nucleus” grupa po raz pierwszy zaprezentowała wysoki kunszt w komponowaniu utworów łagodnych od pierwszej do ostatniej nuty („Here”, „In Freedom”), czego nie da się powiedzieć o sympatycznych, acz dość naiwnych próbach tego rodzaju, podjętych na debiucie.

Szwedzi rozwinęli się na „Nucleus” również pod względem brzmienia. Dotychczasowe instrumentarium uzupełniły klawisze spod znaku fisharmonii, Clavinetu oraz Rhodesa, dzięki czemu surowość cechująca „Vemod” tutaj nie jest już tak uderzająca, a utwory spokojniejsze zyskały niepowtarzalny charakter, zachwycając odrealnionymi nutami. Strona wokalna wypada także zdecydowanie korzystniej w stosunku do debiutu – partie Jana Erika Liljeströma nie rażą fałszem, brzmią neutralnie, pojawia się również nowa, wprawna postać przy mikrofonie – Niklas Berg, który niebawem w grupie przejmie wokalne stery. Warto dodać, iż wszelkie te elementy, decydujące o brzmieniu „Nucleus”, pełnię wyrazu zyskały po zremasterowaniu albumu w 2004 roku.

Anekdoten A.D. 1995 to już zespół o własnym głosie, odważny, ale nie naiwny, znakomicie czujący się zarówno w konstruktywnym hałasie, jak i dźwiękowej melancholii. Zespół, którego stać było na stworzenie dzieła stojącego od początku do końca na bardzo wysokim poziomie, aczkolwiek obiecującego zarazem jeszcze więcej. Czas pokazał, że grupa znakomicie radzi sobie z takimi obietnicami.  

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!