Primal Fear - Unbreakable

Andrzej Barwicki

ImagePo trzyletnim oczekiwaniu na najnowszą płytę powermetalowców z Niemiec ukazał się ich dziewiąty studyjny album zatytułowany „Unbreakable”. Dla przypomnienia dodam, że premiera ostatniego krążka Primal Fear „16.6 (Before The Devil Knows You’re Dead)” miała miejsce w maju 2009 roku.

Grupa Primal Fear konsekwentnie od 14 lat gra muzykę heavymetalową, w której można usłyszeć sporo agresywnych, ciężkich riffów. Zespół potrafi też swojej twórczości nadać epicki wymiar dzięki dużej dawce melodyjnych aranżacji. Charakterystyczny, odpowiedni do tego rodzaju muzyki jest też wokal Ralfa Scheepersa. Szorstki, potrafiący utrzymać wysokie rejestry, a jeśli wymaga tego klimat utworu, wpasowujący się odpowiednio do jego nastroju.

Początek ich nowego metalowego krążka rozpoczyna się od intro „Unbreakable Part 1”. Po tych 90 sekundach filharmonicznego wstępu zostaniemy porwani do innego wymiaru muzycznych doznań w speedmetalowym tempie, dosięgnie nas potężna dawka energii w utworze „Strike”. Szybkie tempo gitar i podążająca za nimi sekcja rytmiczna nie pozwoli nam złapać tchu. Poprzez kolejne utwory: „Give Em Hell”, ”Bad Guys Wear Black”, ”And There Was Silence” i ”Metal Nation” usłyszymy doskonale prezentującą się kapelę, potrafiącą zagrać szybko, ciekawie, a przy tym umiejącą napisać chwytliwe refreny, które będą cieszyć wielu fanów podczas ich koncertów, kiedy to wspólne śpiewanie dostarcza niebywałych emocji, daje dużo radości zespołowi i uczestnikom ich metalowego show.

W utworach Primal Fear jest mnóstwo gitarowego szaleństwa, solowe popisy gitarzystów pełne są przebojowych brzmień, których słucha się z dużym entuzjazmem. Wzbogacają one radość z odkrywania ich najnowszej płyty. W swojej twórczości grupa nie ucieka od łagodniejszych, stonowanych muzycznych propozycji, dostarczając nam chwil wytchnienia oraz czarując orkiestralnymi aranżacjami na gitarę akustyczną. „Where Angels Die” to osiem minut, które sprawią, że będziemy chętnie wracać do tego utworu i melodii, rozkoszując się jego brzmieniem i mistrzostwem tworzenia nastroju. Już na pierwsze słowa refrenu: “…Still forgotten, still beloved no more dreams. Angel’s wings a devil’s heart and you. No more love and no more tears. Just silent screams. I’m living in the shadows lost in fear until I disappear to the place where angels die…”, dosięgnie nas przemiłe gitarowe solo, a symfoniczne tło spotęguje naszą radość ze słuchania takich kompozycji, dostarczając nie tylko dużej dawki lirycznych uniesień, ale ukazując również wszechstronne kompozytorskie doświadczenie, które pomaga w realizacji muzycznych pomysłów Primal Fear.

Po takiej dawce lżejszego, czarującego swymi orkiestrowymi wstawkami metalu nadszedł czas na te chwile, które najbardziej przypadną do gustu miłośnikom powermetalowego oblicza ich ulubieńców. W „Unbreakable Part 2” i ”Marching Again” stąpamy twardo po ziemi lub, ujmując to jeszcze dosadniej, chodzimy gołymi stopami po rozżarzonym do czerwoności metalu. Teraz czas odetchnąć, rozluźnić napięte mięśnie szyi, które przez ostatnie 11 minut poruszały szybko naszą głową w rytm galopujących uderzeń sekcji rytmicznej. Pomoże nam w tym kawałek „Born Again”. Smyczki i akustyczna gitara, które tak polubiliśmy w ich wykonaniu, docierają do nas także i w tej kompozycji. Ralf Scheepers wspaniale wpasowuje się wokalnie w nastrój i klimat czarujących, słodkich metalowych ballad. Już widzę oczyma wyobraźni tysiące uniesionych rąk z zapalonymi światełkami i kołyszącymi się rytmicznie, gdy ta kapitalna ballada zabrzmi na ich koncercie, a tłum fanów zaśpiewa „…Is there a god? Will we born again?  Can I take you in my arms again…”. Teraz czas przyśpieszyć. Do finiszu płyty pozostały jeszcze trzy utwory: „Blaze Of Glory”, ”Conviction” i „Night Of The Jumps” (to bonusowe nagranie). Słuchamy zespołu cieszącego się w heavymetalowym gatunku sporą ilością fanów na niemal całym świecie. Finał omawianego krążka musi być godny przedstawicieli tego gatunku, co myślę, udało się zrealizować w 99%, a mówię to po kilkakrotnym przesłuchaniu ich najnowszego dzieła. Zespół Primal Fear prezentuje na tym albumie swoje pełne energii, niezniszczalne - potężne jak orzeł z okładki ich płyty, z szeroko rozpostartymi skrzydłami i ostrymi szponami - drapieżne metalowe oblicze.

Wydawnictwo „Unbreakable” zawiera epickie aranże, czasami agresywne, ale ładnie i czysto zagrane riffy. Całość brzmi bardzo melodyjnie i jest to niezaprzeczalny atut instrumentalnych możliwości członków zespołu. Muzycy umiejętnie podchodzą do pisania wysmakowanych, momentami kojących swym balladowym charakterem utworów, tworząc muzykę, która przypadnie do gustu słuchaczom ich dotychczasowych dokonań. Myślę, że ci którzy dopiero teraz odkryją zespół Primal Fear, także znajdą na „Unbreakable” dla siebie coś, co sprawi im przyjemność słuchania mniej kalorycznej odmiany powermetalowych przysmaków. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że nowa płyta dostarcza wielu przebojowych kawałków, które łatwo i na długo zapadają w pamięci. Będziemy często do nich powracać, o czym osobiście się przekonałem, nie będąc wcale tak zagorzałym fanem tego gatunku. Grupa potrafiła mnie zainteresować swoją muzyką na znacznie dłużej, niż tylko na czas trwania tej płyty.

Primal Fear zaczerpnął pomysły do „Unbreakable” ze swoich wcześniejszych płyt i czasów, które twórców tego gatunku wyniosły bardzo wysoko we wszelkich notowaniach list przebojów i przyniosły im ogromną popularność na całym świecie. Jeśli brać pod uwagę brzmienie omawianej kapeli, to można ich porównać do takich zespołów, jak Iron Maiden, Saxon, Halloween i Blind Gaurdian. Niejednokrotnie spotkałem się z opinią, że formacja Primal Fear jest niemieckim zamiennikiem oryginalnego Judas Priest. Może i jest w tym trochę prawdy. Swego czasu Ralf Scheepers zaproponował, że zastąpi Robiego Halforda, lecz Glenn Tipton nie zgodził się. W taki sposób możemy cieszyć się dokonaniami tej niemieckiej formacji, której początki datuje się na 1997 rok. Wówczas to Mat Sinner zaprosił Ralfa Scheepersa do współpracy, a ich debiutancka płyta (pod takim samym tytułem jak nazwa zespołu) ukazała się w 1998 roku.

Obecny skład zespołu to: Mat Sinner (gitara basowa, chórki), Randy Black (perkusja), Ralf Scheepers (śpiew), Magnus Karlsson (gitara, klawisze) i Alex Beyrodt (gitara). W marcu, wraz z zespołem Brainstorm, grupa wyrusza w trasę koncertową Metal Nation Tour 2012. Występy mają objąć takie kraje, jak Czechy, Austria, Węgry, Bułgaria, Holandia i Hiszpania. Jak widać, naszego kraju nie ma na razie na ich rozpisce koncertowej, ale trzeba mieć nadzieję, że kiedyś pojawią się w Polsce.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok