Zespół La Paz powstał w Szkocji w 1984 roku w składzie: Chic McSherry (gitary), Doogie White (wokal) i Alex Carmichael (bas). Podczas pierwszej wspólnej próby nastąpiło błyskawiczne porozumienie – cała trójka lubiła bowiem taką samą muzykę, miała takich samych muzycznych bohaterów (Deep Purple, Rainbow, Journey, Gary Moore). Wkrótce do tria dołączył klawiszowiec, Andy Mason, który idealnie wpasował się w skład La Paz. Jako ostatni do aktualnego składu dołączył perkusista Paul McManus. W tamtym okresie La Paz regularnie koncertował, czasem nawet 100 razy w ciągu roku. Grali m.in. w słynnym klubie Marquee w Londynie, jak również na festiwalach w Milton Keynes, byli regularnie obecni na łamach magazynu Kerrang!, wzbudzali zainteresowanie wielu brytyjskich i amerykańskich firm fonograficznych, ostatecznie uzgadniając trzypłytowy kontrakt płytowy z jedną z nich. Ale niestety – z niewyjaśnionych nigdy przyczyn, do podpisania kontraktu nie doszło. Ich ostatni koncert miał miejsce 15 października 1988 roku, po czym Doogie wyjechał do Londynu gdzie w kolejnych latach współpracował z takimi wykonawcami, jak Midnight Blue, Rainbow (współpracował z zespołem Ritchie Blackmore’a w latach 1994-1997, śpiewając m.in. na płycie „Stranger In Us All” (1995)), Cornerstone, Yngwie Malmsteen czy obecnie z grupą Tank.
Tak minęło 20 lat. W styczniu 2008r. legendarny DJ radia 96.3 Rock Radio, Tom Russell, zadzwonił do Doogiego i poprosił go o akustyczne wykonanie kilku utworów La Paz podczas urodzinowej imprezy radiostacji. Doogie zgodził się i poprosił Chica, aby akompaniował mu na gitarze. Po ponad 20 latach przerwy było to dla nich niezwykłe przeżycie. Skrzyknęli swój zespół na nowo. La Paz, już w pełnym składzie, rozpoczął próby. Wkrótce zagrali trzy koncerty, które okazały się olbrzymim sukcesem. I tak kwestia ponownego nagrania niektórych piosenek została podjęta na nowo. Nagrania rozpoczęły się na początku roku a ich rezultatem jest album „Granite”, który ukazuje się teraz nakładem wytwórni Metal Mind.
Na program płyty składa się 9 utworów trzymanych w klasycznym hardrockowym stylu. Myślę, że miłośnicy stylu naznaczonego przez twórczość Rainbow, Whitesnake czy Deep Purple będą mogli nacieszyć się muzyczną zawartością tego krążka. Jest na nim mnóstwo udanych piosenek (moja faworytką w tym zestawie jest „Just For Today”), jest galopujący rock („Young And Restless”), jest ballada („Amy”), jest próba zmierzenia się z bardziej rozbudowanymi formami („Shame The Devil”), lecz nad tym wszystkim unosi się duch prawdziwego hard rocka („Too Good To Lose”, „What Do You Say”, „This Boy” „Lesson In Love”). Jedni będą zachwyceni, inni powiedzą pewnie, że to z lekka odgrzewanie danie, gdyż tak grało się jakieś trzy dekady temu. Ale przecież o to chodzi. “Granite” to album, który swoje korzenie ma w przeszłości, ale energię czerpie z teraźniejszości. Tak brzmi reklamowy slogan promujący premierę niniejszego wydawnictwa. I dokładnie tak właśnie jest. To przenikanie tego co dawne z tym co współczesne jest doskonale słyszalne w każdym kolejnym utworze wypełniającym program płyty. Nawet konstrukcję ma ona typową dla starych, dobrych hardrockowych czasów. Trwa zaledwie trzy kwadranse z delikatnym okładem i zawiera naprawdę solidną porcję rzetelnego, uczciwie zagranego hard rocka.