Zespół Glass Kites pochodzi z Kanady. Utworzyli go w 2008 roku panowie Leon Feldman (v, g), Nate Drobner (bg), Curt Henderson (g), Duncan Truter (dr) i Daryn Cassie (k). Początkowo nazywali się Right, ale po nagraniu debiutanckiej EP-ki oraz po odbyciu krótkiej trasy koncertowej zadecydowali o zmianie nazwy na Glass Kites i pod tym właśnie szyldem 1 stycznia tego roku swoją premierę miał pierwszy pełnowymiarowy album tego zespołu. Choć „pełnowymiarowy” to może za dużo powiedziane, gdyż trwa on wyjątkowo krótko – zaledwie 36 i pół minuty. Dostępny jest on bezpośrednio ze strony internetowej Kanadyjczyków – pliki z poszczególnymi utworami można tam ściągnąć w systemie „zapłać ile chcesz”.
Na debiutanckim krążku Glass Kites tych utworów jest zaledwie siedem. Zważywszy na to, że otwiera go 70-sekundowe intro, a w połowie płyty umieszczono niewiele dłuższy, adekwatnie zatytułowany temat „Break”, to mamy do czynienia zaledwie z pięcioma „prawdziwymi” utworami: „Terra”, „In The Body”, „Soothsayer”, „Mirror Me” i „Slowly (Home)”. Wszystkie one utrzymane są w kruchym i delikatnym stylu, który idealnie pasuje do nazwy zespołu. W muzyce Kanadyjczyków czai się duch twórczości zespołów Airbag, Sigur Rós i Radiohead. Przez większość czasu mamy do czynienia z wyciszonym, bardzo nastrojowym graniem utrzymanym w postrockowym stylu, a w każdym z kolejnych nagrań zespół Glass Kites wręcz bezbłędnie operuje nastrojem i za pomocą minimalistycznych środków artystycznego wyrazu osiąga bardzo ciekawy efekt. Dzięki temu mamy na tej płycie do czynienia z udaną porcją uduchowionego, eterycznego rocka, który zważywszy na popularność (w pewnych kręgach) tego rodzaju stylistyki z pewnością spotka się z ciepłym przyjęciem sporej rzeszy miłośników takiej muzyki.
Krótka to płyta, ale pełna ciepłych, bardzo melodyjnych brzmień, wypełniona cieszącymi uszy dźwiękami i utrzymana w niezwykle przyjemnym klimacie. Mała rzecz, a cieszy.