Balloon Astronomy - Balloon Astronomy

Artur Chachlowski

ImageSaga pod tytułem „gdzie zakotwiczyli się słynni perkusiści po opuszczeniu swoich macierzystych zespołów?” trwa w najlepsze. Niedawno mieliśmy okazję przekonać się jak prezentuje się Mike Portnoy na płytach formacji Adrenaline Mob i Flying Colors, dziś kilka słów o Nicku d’Virgilio. Tego wywodzącego się ze Spock’s Beard perkusistę spotkałem na płycie pochodzącej z kalifornijskiego San Diego grupy o nazwie Balloon Astronomy. Choć to nie on jest w tym zespole najważniejszy. Najważniejsi są dwaj panowie, długoletni przyjaciele ze szkolnej ławy, Jim Ledger, który śpiewa i gra na gitarach oraz Glenn Little, który gra na instrumentach klawiszowych. We dwóch obsługują właściwie wszystkie instrumenty poza perkusją, za którą zasiada wspomniany już NDV.

Kilka miesięcy temu zespół panów Ledgera i Little’a zadebiutował niezwykle urodziwą płytą. Płytą, która nie ma tytułu (albo ma taki sam, jak nazwa zespołu), ale ma w sobie ten delikatny pierwiastek czegoś, co trudne jest do opisania, a dzięki czemu już od pierwszego przesłuchania ma się pewność, że ma się do czynienia z albumem niezwykłym i nietuzinkowym. Właśnie takie jest debiutanckie dzieło Amerykanów. Zawiera ono 12 stosunkowo niedługich (maksymalnie 6-minutowych) utworów (z tym, że trzy ostatnie układają się w urokliwą 12-minutową suitę „Summer Suite”), utrzymanych w stylu miękkiego, melodyjnego, kalifornijskiego prog rocka. Wyobraźcie sobie odartą z licznych jazzrockowych wstawek i długich popisów instrumentalnych muzykę Spock’s Beard, albo jeszcze lepiej: melodyjne piosenkowo-balladowe muzyczne eskapady w stylu nieżyjącego już Kevina Gilberta, nałóżcie na to jasną artystyczną wizję w postaci przenikających się ze sobą utworów układających się w zamkniętą całość, gdzie melodyjność wspaniale uzupełnia się z nieoczywistymi rozwiązaniami formalnymi (o zebranych w jedną całość trzech kończących płytę utworach już pisałem, ponadto grupa Balloon Astronomy stosuje metodę licznych muzycznych interludiów w postaci instrumentalnych tematów, jak na przykład „Crows In The Field”, z którego wyłania się genialny motyw rozpoczynający nagranie zatytułowane „Even Odds” – to zabieg zbliżony swą klasą do początku genesisowskiej płyty „Duke” w postaci początku pamiętnej kompozycji „Behind The Lines” – czy „Gentle Day” i „By The Strange Water’s Edge”, które tak wspaniale „opakowują”, też zresztą wspaniałą, kompozycję „Sourness Of Days”; do zabawy formą dorzuciłbym też zaskakującą partię melotronu w „The Odyssey” oraz ciekawe użycie klarnetu w „By The Strange Water’s Edge”), dodajmy do tego utrzymaną na wysokim poziomie produkcję (selektywny i przestrzenny dźwięk, fajne efekty stereofoniczne, plastyczne i przejrzyste brzmienie instrumentów) – to będziecie mieć obraz tego, czego można spodziewać się po debiutanckim krążku Balloon Astronomy.

W muzyce tego zespołu liczy się melodyka, ważna jest przestrzeń, najważniejsze są jednak emocje, które rodzą się przy odbiorze tych raz delikatnych, a raz dynamicznych, każdorazowo jednak zawsze pięknych, dźwięków układających się w bardzo dobre utwory. A już wspomniane przez mnie „Even Odds”, „Summer Suite” (to genialnie opowiedziana historia, w której sielankowej atmosferze gorącego lata przeciwstawiona jest tragedia w postaci samobójczej śmierci bohaterki utworu, Jackie, zwieńczona nostalgicznym requiem w postaci finałowego tematu „Summer Afternoon”) oraz, póki co mój aktualny faworyt w tym zestawie, utwór „Eagle” - to prawdziwe majstersztyki melodyjnego prog rocka. Dorzućmy do nich dwa kolejne niezłe nagrania: „Roots Run Deep” i „Sigmond Fletcher” z refrenami nasączonymi niezwykłym potencjałem przebojowości, to w efekcie otrzymamy zestaw, który zadowoli bardzo wielu miłośników takiego miękkiego, melodyjnego grania…

Nie znajdziemy na albumie grupy Balloon Astronomy „samczego grania”, instrumentalnych fajerwerków, technicznych popisów, które zmierzają donikąd… Za to spędzimy z nim ponad 50 minut, które wypełnione są naprawdę dobrą, a chwilami doskonałą wręcz, muzyką. Przedstawiając się światu repertuarem wypełnionym w przeważającej mierze utworami o charakterze piosenek grupie udało się uniknąć banału i niepotrzebnych oczywistości. Mało tego, muzyka Balloon Astronomy nie dość, że słucha się jej z dużą przyjemnością, to jeszcze intryguje i prowokuje do myślenia. Ma w sobie coś, co sprawia, iż nie można przejść obok niej obojętnie. Dzięki temu, po wielu dniach spędzonych z tym krążkiem, mogę śmiało powiedzieć, że to najciekawszy debiut, jaki udało mi się „odkryć” w pierwszym kwartale 2012 roku… 

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok