Cosmos to grupa rodem ze Szwajcarii. Po sześciu latach formacja powraca z nowym materiałem. Ostatniego dnia kwietnia ukazało się nowe wydawnictwo zespołu zatytułowane „Mind Games”. Płyta ta została wyprodukowana i zmiksowana we własnym studiu grupy, a za mastering odpowiedzialny jest Dan Suter. Kilka lat temu, na łamach Małego Leksykonu mieliśmy okazję omówić drugi album Cosmosu zatytułowany „Skygarden”. Od tego czasu w zespole zaszły niewielkie zmiany personalne. Miejsce śpiewającej w chórkach Silvii Thierstein, która stawia czoło innemu ważnemu życiowemu wyzwaniu, jakim bez wątpienia jest macierzyństwo, zajęła Mirjam Heggendorn. Ale główne linie wokalne i tak są męskie. Odpowiada za nie grający na gitarze Olivier Maier. Omawiając poprzednią produkcję tego zespołu zwracaliśmy uwagę na niezwykle duży wpływ w ich twórczości muzyki zespołu Pink Floyd. Nie inaczej jest i tym razem.
Na płycie „Mind Games” znajduje się 10 melodyjnych kompozycji, pełnych energii i emocji, w których nadal słychać pinkfloydowskie inspiracje, ale można też dostrzec wyraźne wpływy muzyki zespołów Eloy i Jane. Słyszymy podobne polifoniczne wokale, długie, przejmujące gitarowe i klawiszowe solówki, a także znakomite aranżacje.
Niby łatwo jest opisać styl muzyczny Cosmosu, ale czy aby na pewno? Zasadniczo, ich brzmienie należy do gatunku muzyki rockowej, ale co czyni je wyróżniającym to atmosfera jaką ich muzyka tworzy. Niby czyni to obcowanie z ich muzyką bardzo miłym doznaniem, ale… Czy aby jednak nie za dużo tutaj tych samych pomysłów, niemalże kopii brzmień gitary czy klawiszy, czasami wręcz fraz? Momentami mam wrażenie, że słucham płyty „The Division Bell” Floydów, innym znów razem, że to coś na modłę „Wish You Were Here”.
Otwierający płytę utwór „Contact” opisuje bliskie śmierci doświadczenie perkusisty zespołu Reto Iseli. Kompozycja „No Point Of Living” aż za bardzo przypomina mi "A Great Day For Freedom". W innym przypadku, mam na myśli „Lost Year”, wydaje się, że mamy kopię tekstu żywcem przeniesioną z „Have A Cigar” Floydów. A dźwięki klawiszy brzmią w tym kawałku w sposób, jakby to grał sam Rick Wright (porównajcie z „Wearing The Inside Out” na albumie „The Division Bell”). „Freak Show” z kolei nasuwa porównanie do kolejnej kompozycji z „The Division Bell”, a mianowicie do „Marooned”, tyle, że z wokalem. Gitara solowa w połączeniu z akordami fortepianu pasuje niemalże 1:1, no, może bez osiągnięcia intensywności i klimatu wzorca. W „Hollow Man” grupie również nie udaje wyróżniać się stylistycznie od floydowskich wpływów. Docieramy do instrumentalnego utworu „There Are Millions Of Reasons To Carry On", który wreszcie brzmi… niepodobnie do Floydów. Klawiszowe pętle zdominowały tę kompozycję, dźwięki klawiatury są tu dosyć osobliwe, ale niestety melodyjne elementy powodują, że znowu czujemy jakbyśmy już gdzieś to słyszeli, chociaż niekoniecznie w wykonaniu zespołu Pink Floyd. „Close To The Egde” (tak, nawet tytuł zaczerpnięty jest z twórczości grupy Yes) rozpoczynają dźwięki wiolonczeli i fortepianu. Jeśli słuchacz nie jest zadowolony, to za chwilę usłyszy dźwięki gitary a’la David Gilmour. Później jednak włącza się kobiecy wokal, który zwraca utwór w innym kierunku i nadaje mu innego tempa. W dalszej części kompozycji klawisze i syntezatory nie brzmią już jak wiolonczela i pianino, a bardziej imitują dźwięki fletu. To też nie jest nic, czego wcześniej byśmy nie słyszeli. Początek „Sequences” brzmi jak intro do „One Of These Days” w połączeniu z instrumentem natchnionym grą Tony’ego Banksa.
Muzyka na „Mind Games” jest bez wątpienia pełna harmonii. Barwa każdego instrumentu i dopasowanie utworów powodują, że na całym albumie nastrój jest konsekwentnie utrzymany. Tylko gdzie ten postęp i rozwój, panowie?... Podoba mi się ten album, bo bardzo lubię floydowskie klimaty, ale nie mogę pozostać wobec niego bezkrytyczna. Jeżeli Szwajcarzy chcą zostać w progresywnym środowisku zauważeni powinni chyba bardziej zacząć tworzyć swój własny styl. Nie ma nic złego w wykorzystywaniu klasycznych wzorców, pozostawania pod ich wpływami, ale trzeba to robić z umiarem. Czekamy na wydawnictwo, w którym zespół pokaże więcej siebie, bo potencjał z pewnością drzemie w nim duży.