Asia - XXX

Aleksander Gruszczyński

ImageNie jest dobrze, gdy przy pierwszym włożeniu płyty do odtwarzacza już pierwszy utwór powoduje, że chcesz ją jak najszybciej wyłączyć. Gdy jest to zespół, który lubisz można powiedzieć, że to prawie tragedia. Tak też miałem z „XXX” – najnowszym albumem zespołu Asia. Ale gdy płyta już się uleżała i osłuchała mogę stwierdzić, że tragedii nie ma, ale jednocześnie nie mogę się tym wydawnictwem zachwycić.

Już tytuł płyty może być uznany za niefortunny. W założeniu oznacza, że od powstania zespołu minęło już 30 lat, lecz nietrudno wyobrazić sobie jak jest kojarzony z filmami posiadającymi zazwyczaj dopisek „dla dorosłych”. Obawiam się, że dla wielu postronnych osób może to być wręcz pierwsze skojarzenie. Na szczęście panowie nie uprawiają muzycznej pornografii, chociaż muzyczną „Casablancą” też bym tego albumu nie określił.

Pierwsze 50 sekund „XXX” daje nadzieję na coś jakości przynajmniej „Phoenix” jeśli nie „Asia”. Niestety całości bliżej do ostatniej płyty „Omega”, ale z tej lepszej strony. Za pierwszym razem „Tomorrow The World”, utwór otwierający album, sprawił, że zaniemówiłem z wrażenia. Bynajmniej nie pozytywnego. Jednak muszę przyznać, że z każdym kolejnym odtworzeniem brzmi to coraz lepiej. Na początku brzmi to jak niskich lotów zdecydowanie niewspółczesny pop, ale na szczęście grają go muzycy pierwszej klasy, co znacznie podnosi wartość utworu.

Na „XXX” Asia utrzymuje styl znany z dwóch poprzednich albumów. Pomimo niekorzystnego pierwszego wrażenia muzyka, którą dostajemy jest tym ambitniejszym wcieleniem muzyki popularnej. Należy dodać, że popularnej raczej w ubiegłym wieku. Na albumie tym brakuje utworu, który wybijałby się ponad równy, ale nie najwyższy poziom. Mamy świetnie brzmiące, chociaż trochę irytujące mało zróżnicowaną linią basu „Bury Me In Willow”, mamy jakby wracające do korzeni zespołu „Judas”, na samo zakończenie dostajemy znacznie bardziej stonowaną rock-balladę „Ghost Of A Chance”, ale nie ma nic co wpadałoby w ucho na tyle, żebyśmy nucili to jadąc do pracy.

Największym problemem Asii jest chyba fakt, że w zespole jest czterech wyśmienitych muzyków, wirtuozów swoich instrumentów, i każdy z nich chciałby grać nieco inny typ muzyki. Na „XXX” słyszymy, że Carl Palmer za bębnami jest istnym demonem, czujemy, że Steve Howe znakomicie czuje się w każdym zaproponowanym mu utworze, Geoff Downes radzi sobie zarówno z brzmieniem organów Hammonda jak i pianina, a John Wetton jest w najlepszej formie wokalnej od wielu, wielu lat. Tylko nie da się tego zsumować tak, aby powstało dzieło sztuki – powstać może tylko solidny album.

Dla mnie „XXX” jest lepsze niż „Omega”, ale słabsze niż „Phoenix”. Nie poleciłbym tego albumu nikomu, kto dopiero zaczyna przygodę z Asią, ale spokojnie do sklepu może udać się już ukształtowany fan zespołu. Płyta jest dobra, ale daleko jej do bycia najlepszą, szczególnie gdy słucha się jej pierwszy raz – jeśli komuś nie przypadnie do gustu od razu polecam dać „XXX” kolejne szanse, powinno być lepiej.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!