No-Man - Love And Endings

Przemysław Stochmal

ImagePrzez długie lata duet No-Man nie obdarowywał swoich sympatyków żadnymi wydawnictwami koncertowymi. Podczas kilkunastoletniej nieobecności na jakichkolwiek scenach nie stworzył sobie okazji do zarejestrowania świeżego materiału live. Aż do 2009 roku fani mieli do dyspozycji jedną jedyną płytę z występami z sesji radiowych - wtedy to właśnie, rok po powrocie No-Man do (bardzo umownie) „czynnego” koncertowania, ukazała się płyta DVD „Mixtaped”, wraz z przeznaczonym dla szczęśliwców wyborem highlightów w wersji audio.

Tego lata No-Man nareszcie wydał płytę koncertową z prawdziwego zdarzenia, będącą pełną dokumentacją (uzupełnioną materiałem filmowym) niedługiego, ale bardzo udanego występu, który odbył się jesienią 2011 roku w ramach obchodów dziesięciolecia istnienia wytwórni Burning Shed. Formacja przedstawiła trwający niespełna godzinę set, w którego programie znalazły się przede wszystkim kompozycje prezentowane na żywo przed czterema laty (udokumentowane na wspomnianym „Mixtaped”), choć Tim Bowness i Steven Wilson wraz z muzykami towarzyszącymi pokusili się o wypróbowanie w warunkach koncertowych również dwóch piosenek do tej pory nigdy nie granych na żywo, a więc „My Revenge On Seattle” oraz pochodzącej z początków istnienia zespołu „Beaten By Love”.

Potencjał repertuaru No-Man przez długie lata był nieszczęśliwie marnowany w związku z faktem, że duet latami kompletnie stronił od występów na żywo i tym samym nie pozwalał swoim kompozycjom na wyjście poza narzucone ramy studyjnego wyrazu i „zadziałanie” w żywiole prezentacji przed publicznością. Koncertowa płyta dobitnie to uświadamia, okazuje się bowiem, że kompozycje No-Man sprawdzają się w zupełnie nowych konfiguracjach personalnych, instrumentalnych, aranżacyjnych, a gdzieniegdzie potrafią zachwycić nie mniej, niż w swoich pierwotnych, studyjnych wersjach. Bo „Love And Endings” udowadnia bardzo elastyczny i twórczy stosunek duetu do znacznej części prezentowanego na scenie repertuaru. „My Revenge On Seattle” – bardziej pogodny i dynamiczny, „Time Travel in Texas” – rockowy, niemal garażowy, „All The Blue Changes” i „Mixtaped” – bardziej hałaśliwe, czy “Lighthouse” urozmaicony, poniekąd na wzór wersji demo, dodatkowymi linijkami tekstu. Plus dźwięki skrzypiec ładnie wpasowane tam, gdzie pierwotnie ich nie było. I choć gdzieniegdzie brak dobrze znanego z płyt brzmienia fletu i kontrabasu bywa dotkliwy, to jednak nie da się ukryć – panowie Bowness i Wilson potrafią stworzyć znakomitą atmosferę koncertową, nie pozbawiając swoich kompozycji pierwotnego sensu.

Dodając, że podstawowy line-up koncertowy w porównaniu z jego kondycją z „Mixtaped” doprawdy okrzepł (i, bez złośliwości - nie chodzi tylko o obecność „prawdziwego” zestawu perkusyjnego), można śmiało zaprzeczyć, jakoby No-Man miała dotyczyć „klątwa” projektu stricte-studyjnego. Polskich sympatyków muzyki duetu zaś „Love And Endings” może utwierdzić w przekonaniu, że oto za kilka dni będą świadkami znakomitego koncertowego wieczoru, pełnego kompozycji, które tylko czekają na uwolnienie z pierwotnego, studyjnego kontekstu. 

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!